Mój pacjent był dziś w wyraźnie gorszej formie. Nie przespał nocy, był niespokojny i drażliwy, pielęgniarce odmówił zjedzenia śniadania, zgodził się przyjąć leki pod warunkiem uzyskania świętego spokoju, który niechcący mu zakłóciłam. Na mój widok ostentacyjnie zakrył się kołdrą po sam czubek głowy. o.O
Ok, ja mam czas. I tak wcześniej się nie urwę z zajęć, więc co mi zależy - posiedzę sobie, bo nie mam gdzie się podziać przez następną godzinę. Minęła minuta, minęły dwie, wyciągnęłam książkę i zaczęłam czytać. Przecież nie zmuszę go do rozmowy. Nie ma ochoty gadać - trudno, ja sobie w obserwacjach zawsze coś tam napiszę.
Z doświadczeń z czasów dzieciństwa wyniosłam cenną życiową naukę - przeciwnika najłatwiej pokonać jego własną bronią. Skoro gość mnie ewidentnie ignoruje, to ja mogę poignorować jego. Co mi zależy. :P Zatopiłam się w lekturze leniwie przerzucając stronę za stroną. Nie wiem ile konkretnie czasu upłynęło, wiem natomiast, że przeczytałam dwa pełne rozdziały sporych gabarytów. W pewnym momencie dostrzegłam, iż pan mi się bacznie przygląda spod swej pościelowej fortecy. Wyraźnie coś mu nie pasowało w oglądanym obrazku.
pacjent: czyta pani?
ja: czytam (krótka piłka, jak olewać to po całości)
pacjent: a co?
ja: a taką sobie książkę
pacjent: powie mi pani o czym?
ja: o związkach
...
pacjent: lubiłem czytać, z polskiego też byłem dobry, napisałem nawet kilka wierszy
ja: ooo... akurat tego się po panu nie spodziewałam
pacjent: heh, bo to było bardzo dawno, wiele się zmieniło
(gość popadł w lekką zadumę, która aż prosiła się by ją przerwać)
ja: a o czym pan pisał?
pacjent: o bólu, o alkoholu, o biciu też, wieeeem - głupio brzmi, tak niemęsko...
I tym oto sposobem od słowa do słowa pan przybliżył mi historię swojego życia. Mówił o domu rodzinnym, wspaniałej i kochającej matce, ojcu alkoholiku, który znęcał się nad żoną. Opowiadał o swojej pracy, o pierwszych zawodowych sukcesach i kłopotach, niepowodzeniach w miłości, małżeństwie zakończonym rozwodem, pierwszym leczeniu, pierwszych myślach samobójczych, o walce i drobnych zwycięstwach.
Bardzo się otworzył, mówił, mówił i mówił, odpowiadał na moje pytania cierpliwie mi wszystko tłumacząc. Od czasu do czasu na jego twarzy tlił się blady uśmiech. Byłam niesamowicie zaskoczona, że po tylu moich podejściach w końcu mi się udało złapać z nim kontakt i że wpuścił mnie do swojego świata całkowicie się odsłaniając. Poczułam się wtedy taka dumna/ważna/wybrana/zaufana? Siedziałam przy jego łóżku ponad dwie godziny, które zleciały nie wiadomo kiedy, czas gnał nieubłaganie i mało mnie w tamtym momencie obchodziło spóźnienie na kolejne zajęcia, ponieważ ten człowiek akurat wtedy mnie potrzebował, a ja potrzebowałam jego, reszta się nie liczyła.
Ogół jego zachowania, gestów, uwalnianych słów coraz wyraźniej układa mi się w jedną całość i jestem już niemal pewna swojej diagnozy. Zobaczymy czy na egzaminie praktycznym moja rozkmina zostanie potwierdzona.
Z doświadczeń z czasów dzieciństwa wyniosłam cenną życiową naukę - przeciwnika najłatwiej pokonać jego własną bronią. Skoro gość mnie ewidentnie ignoruje, to ja mogę poignorować jego. Co mi zależy. :P Zatopiłam się w lekturze leniwie przerzucając stronę za stroną. Nie wiem ile konkretnie czasu upłynęło, wiem natomiast, że przeczytałam dwa pełne rozdziały sporych gabarytów. W pewnym momencie dostrzegłam, iż pan mi się bacznie przygląda spod swej pościelowej fortecy. Wyraźnie coś mu nie pasowało w oglądanym obrazku.
pacjent: czyta pani?
ja: czytam (krótka piłka, jak olewać to po całości)
pacjent: a co?
ja: a taką sobie książkę
pacjent: powie mi pani o czym?
ja: o związkach
...
pacjent: lubiłem czytać, z polskiego też byłem dobry, napisałem nawet kilka wierszy
ja: ooo... akurat tego się po panu nie spodziewałam
pacjent: heh, bo to było bardzo dawno, wiele się zmieniło
(gość popadł w lekką zadumę, która aż prosiła się by ją przerwać)
ja: a o czym pan pisał?
pacjent: o bólu, o alkoholu, o biciu też, wieeeem - głupio brzmi, tak niemęsko...
I tym oto sposobem od słowa do słowa pan przybliżył mi historię swojego życia. Mówił o domu rodzinnym, wspaniałej i kochającej matce, ojcu alkoholiku, który znęcał się nad żoną. Opowiadał o swojej pracy, o pierwszych zawodowych sukcesach i kłopotach, niepowodzeniach w miłości, małżeństwie zakończonym rozwodem, pierwszym leczeniu, pierwszych myślach samobójczych, o walce i drobnych zwycięstwach.
Bardzo się otworzył, mówił, mówił i mówił, odpowiadał na moje pytania cierpliwie mi wszystko tłumacząc. Od czasu do czasu na jego twarzy tlił się blady uśmiech. Byłam niesamowicie zaskoczona, że po tylu moich podejściach w końcu mi się udało złapać z nim kontakt i że wpuścił mnie do swojego świata całkowicie się odsłaniając. Poczułam się wtedy taka dumna/ważna/wybrana/zaufana? Siedziałam przy jego łóżku ponad dwie godziny, które zleciały nie wiadomo kiedy, czas gnał nieubłaganie i mało mnie w tamtym momencie obchodziło spóźnienie na kolejne zajęcia, ponieważ ten człowiek akurat wtedy mnie potrzebował, a ja potrzebowałam jego, reszta się nie liczyła.
Ogół jego zachowania, gestów, uwalnianych słów coraz wyraźniej układa mi się w jedną całość i jestem już niemal pewna swojej diagnozy. Zobaczymy czy na egzaminie praktycznym moja rozkmina zostanie potwierdzona.
Kiedyś chciałam zostać psychiatrą.
OdpowiedzUsuńMój wujko-dziadek był psychiatrą sądowym (choć i niejeden poród przyjął, he he). Podobno wypytywałam go o różne ciekawe szczegóły związane z tym zawodem, ale... nie pamiętam tego. Za mała byłam.
Jak to możliwe, że jako mały brzdąc chciałam być psychiatrą? Masakra!
Bladego pojęcia nie mam! Nie ogarniam jak tak absurdalna myśl mogła wpaść Ci do głowy gdy byłaś małym bejbem.
UsuńPs. Skoro nie pamiętasz, to pośrednio niby znaczy, że wyparłaś złe wspomnienia z dzieciństwa (albo faktycznie byłaś wtedy zbyt mała:P)
zagadkowe zachowania i myśli.Często leczą się ludzie o niesamowitych zdolnościach ....Znając diagnozę pozostaje kwestia dotarcia do osoby , która tak naprawdę potrzebuje rozmowy , lecz ,,zaciski" nie dają na to zgody
OdpowiedzUsuńYhm, dobrze gadasz! Mogę się aktualnie podzielić dobrym winem, reflektujesz?
Usuńtylko i wyłącznie reflektuję i wybieram czerwone ,ponieważ jest wskazane dla zdrowotności .Ale co ja się będę mądrzyła - zostanę Twoim osobnikiem doświadczalnym , a ty zaordynuj samodzielnie likarstwo
Usuńofkors, że czerwone onli! czerwonym najlepiej się zapija codzienność :P i przy okazji doskonale wymiata wolne rodniki, więc zamiast się starzeć będziemy coraz to młodsze xD
Usuńcheers!
mam ochotę wyrazić swoje ha ha haa. To tylko ja piję w takim razie , bo szkoda Cobyś młodość na dzieciństwo Pomieniała .
Usuńp.s. a generalnie docelowo jestem na blogspot.com I tu i tu popełniałam takie same posty , jednak docelowy portal to jest to.Za galimatias prawdopodobnie pokornie przepraszam - Gryzmolinda Zołza
Ty to potrafisz solidnie namieszać ;) Dopiero co się przyzwyczaiłam do nowego adresu i znowu muszę przyzwyczajać się do kolejnego :P Ogarnij się Babo Jedna!
UsuńUzyskałaś kod dostępu! Gratuluję ;)
OdpowiedzUsuńA dziękuję, sama do tej pory nie mogę w to uwierzyć, bo generalnie nie lubię rozmawiać z ludźmi xD
UsuńŚwietna metoda - na cierpliwość i książkę.
OdpowiedzUsuń(To zapraszam do mnie, zdiagnozujesz mi przypadek Kamilka)
Jedyna jaka wtedy przyszła mi do głowy i wydała się choć trochę sensowna.
UsuńTeż jak byłem młody tak z 16 lat chciałem być psychiatrą .
OdpowiedzUsuńPisałem że uzyskasz kod dostępu i uzyskałaś - teraz powiedź co to za magiczną książkę czytałaś że pacjent nie mógł znieść tego widoku i go tak natchnęło ?
Zaliczyłem prop.chor.wew na 5 :)
Gratulacje, chwali Ci się to! I to bardzo nawet. Mądry z Ciebie facet - od razu to wiedziałam ;)
UsuńNo nie, co wy wszyscy w tej psychiatrii widzicie fascynującego ;D Mnie tam nigdy nawet przez moment się tego nie zachciało!
"Dlaczego kobiety piszą więcej listów niż wysyłają" - taka tam książka o związkach przez którą próbuję przebrnąć równolegle wkuwając do kolejnego egzaminu.
podziwiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, lecz nie wydaje mi się bym była odpowiednią osobą do podziwiania. :) Choć przyznaję, że miło mi się zrobiło i "moje ego likes this" :P
UsuńA ja do dziś żałuję, że nie zostałam chociażby psychologiem... Gratuluje postępu z pacjentem! :)
OdpowiedzUsuńPewnie cie kusi by w raporcie z obserwacji napisać: "Pacjent strzelił focha". Co jednak tak naprawdę piszesz w takiej sytuacji?
OdpowiedzUsuńKusi, kusi, jednak mój doktor nie byłby zachwycony gdyby dostał to na piśmie xD
UsuńPiszę wtedy coś w stylu 'pacjent z wyraźnie obniżonym nastrojem, niechętnie odpowiada na zadawane mu pytania, nie wykazuje chęci współpracy'. Takie wiesz - suche i nudne określenia.
Wchodzę na mynicu, "o boże znowu psychiatria", czytu-czyt a tu takie zaskoczenie *_*. Behold, here comes the Master of situation.
OdpowiedzUsuńBo ja Cię tak z zaskoczenia chciałam wziąć :P Że niby znów tak monotonnie i nudnawo, i wiadomo-jak-się-skończy ;) Spoko, spoko, więcej o psychiatrii na razie(!) nie będzie. ^^
Usuń