when there's no freaking cardiac output!

sobota, 6 grudnia 2014

pierwszy tydzień

Przeżyłam pierwszy tydzień w nowej pracy. W tej prawdziwej i poważnej. Z pełnym PWZ i świadomością spoczywającej na barkach odpowiedzialności. Było intensywnie, nie miałam czasu by spokojnie usiąść i obczaić fejsa. Jako pierwszy i jedyny rezydent na oddziale stanowiłam sensację samą w sobie. Wiązało się to z wycieczkami ciekawskich delegacji z innych oddziałów celem oglądnięcia mnie - nowego nabytku. :) Śmiesznie było choć momentami czułam się jak w ZOO, a od ciągłego uśmiechania bolały mnie policzki.

Dzień pierwszy. Formalności - wiadomo. Behape, obiegówka, umowa, cuda na kiju, wycieczki do izby i urzędu by przedstawić dokumenty o rozpoczęciu pracy. Nuda.

Dzień drugi. Czuć krążącą od świtu adrenalinę. Kawa jest zbędna. Po przekroczeniu progu oddziału zostałam przedstawiona załodze, a 10 minut później byłam już na porannej wizycie. Przed 9.00 dostałam swojego pierwszego pacjenta z poleceniem zacewnikowania. Szefowa patrzyła mi się na ręce od początku do końca, lecz ręce mi nie zadrżały i rurka weszła gładko. Pan przeżył, podziękował (!) i jak na razie ma się dobrze. Niedługo potem telefon z izby, krwawienie z dolnego odcinka przewodu pokarmowego. Kto zszedł? Ja :) Full wypas łącznie z per rectum. Na brak zajęcia narzekać nie mogłam. 14.35 przyszła szybciej niż się tego spodziewałam.

Dzień trzeci. W nocy został przyjęty pan z owrzodzeniem i martwicą stóp. Miażdżyca i te klimaty. Żeby mi się nie nudziło dostałam go pod opiekę. Przy okazji poznałam pierwszego doktora spoza swojego oddziału, którego poprosiłam o oczyszczenie rozwalającej się rany. Znajomości są potrzebne zwłaszcza, gdy w ogóle nie zna się szpitala. 

Dzień czwarty. Papiery, dokumentacja elektroniczna, program komputerowy. Wszystkie dekursusy moje. Pacjentów 20, a to oznacza, że każdego musiałam zbadać by nie strzelić sobie w kolano i nie wpisać głupoty w obserwacjach. Przyjęcia, przyjęcia, przyjęcia. 

Dzień piąty. Pierwszy samodzielnie stwierdzony zgon. Śmierć nie była dla mnie zaskoczeniem, gdyż był to logiczny koniec ciągu splecionych ze sobą zdarzeń. Jednak dziwnie się poczułam, gdy uświadomiłam sobie, że jeszcze rano przed wizytą pacjenta zbadałam i stworzyłam twórczy dekursus, a dwie godziny później zakończyłam historię choroby. Świadomość, że nigdy więcej tego głupiego dekursusu nie napiszę w pewnym sensie mnie uderzyła. Zadumałam się na moment nad kubkiem kawy by po chwili powrócić do przerwanych obowiązków. 

Podsumowując: dzieje się, dzieje! I bardzo dobrze! Oby jak najwięcej!

PS. Od Szefowej dostałam dziś kinder-mikołaja :D
PS2. Kto by pomyślał, że z własnej nieprzymuszonej woli będę codziennie czytać dużego Szczeklika i nie będę nad nim usypiać! No kto? Bo na pewno nie ja! 

14 komentarzy:

  1. Życzę powodzenia w pracy. Z Twojego tekstu wynika,że jesteś pewna w swym działaniu i idzie Ci raczej dobrze. Dział medyczny jest mi również bliski.
    Pozdrawiam
    Ahoj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero pierwszy tydzień. Zobaczymy, co będzie w kolejnym ;)

      Usuń
  2. No to gratuluje udanego tygodnia :D trzymam za Ciebie kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze to niezły zapieprz... a ja myślałam że to wygląda tak jak praca mojej okulistyki na którą czekam półtorej h dłużej bo ona sobie zaspała albo musiała jeszcze gdzieś pojechac prze pracą :P
    Ale wiadomo lekarz lekarzowi nierówny, a szczególnie lekarzowi rezydentowi :P. Podziwiam organizację, determinację do pracy i wgl !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażenia, a rzeczywistość to dwie różne bajki! Stety albo i nie ;)

      Usuń
  4. Trzymam kciuki, żeby nie zasypali cię papierami, żeby koledzy z pracy trafili się fajni.
    Na internie jest duzo pracy, a rezydent dostaje więcej samodzielności i odpowiedzialnych obowiązków niż rezydent-zabiegowiec, ale to tylko moje podejrzenia bo jeszcze nie jestem rezydentem, ech. jak masz 20 pacjentów, to jednak myslę, że to nie podejrzenia a teza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś do zbadania było 22 pacjentów w tym 11 przyjęć! :D Kocham być jedynym rezydentem :P

      Usuń
  5. a ja się pytam gdzie komentarz od starszej pani czyli mój ....Smarkulo Ty jedna ????????? Czyżbyś skalpelem go potraktowała ????

    p.s. dumna z Ciebie jestem SKALPELKU ...BARDZO !!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz od Pani Starszej jest w poprzednim poście! Żadnego innego nie dostałam... I broń Boże bym śmiała skalpelkiem swym malutkim wymachiwać w stronę Pani Szanownej!

      ps. Babo Kochana, macham w podzięce! :)))

      Usuń
  6. Gratulacje, z opisu widać, że masa roboty, ale musi to być super uczucie, w końcu robić to, na co się tyle lat ciężko pracowało :)
    Powodzenia i dużo wytrwałości w nowej pracy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super uczucie... zwłaszcza gdy śniadanie zjadłam dziś o 5.30, a drugie w drodze z pracy, czyli ok. 15.00 :) coś czuję, że robota zastąpi mi dietę idealną :D

      Usuń
  7. Świetnie się czytało ten post! czuć w nim sporo frajdy z wykonywanej pracy:) też mam to szczęście;)/pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo najważniejsze to iść do roboty z uśmiechem na twarzy i świadomością, że robi się to, co się lubi :)

      Pozdro z Polandii :)

      Usuń