when there's no freaking cardiac output!

sobota, 31 marca 2012

radosna twórczość

"Raz uglyzła misia pscoła,
o ty q*rrrwo misio woła,
za te męki, za te bóle
lozp*rrrdole wszystkie ule!"
                                        /pewna 3-latka/

Życie zaskakuje! Tym oto wierszykiem pewną panią dr uraczyła przesłodka mała dziewczynka, która przyszła na bilans. Chciała się pochwalić, że już potrafi wymawiać "r". I faktycznie, wychodziło jej to bardzo dźwięcznie oraz niezwykle wibrująco w jakże istotnych dla naszego polskiego języka słowach. Nieświadome niczego dziecko zakończyło swój popisowy wierszyk radosnym banankiem na buzi i było chyba ogromnie z siebie dumne, ponieważ wszyscy obecni na sali bili jej brawo, i pokładali się ze śmiechu. xD I tylko matka starała się zapaść pod ziemię, i nie istnieć w tym jednym jedynym momencie.

środa, 28 marca 2012

bry!

Nie ma to jak wstać o 5:30 am (zdecydowanie lepszym określeniem byłoby 'zwlec się z łóżka'...), udać się na rozbudzający jogging, zjeść śniadanko, spokojnie wypić kawę i przypomnieć sobie, że dzisiejsze poranne zajęcia zostały odwołane, i można było wyspać się bez wyrzutów sumienia! ;] Mózg mi się widocznie zawiesza skoro zapomina o tak istotnych sprawach!

To może z racji nadmiaru czasu poczytam rekreacyjnie jakąś książeczkę... ;)

niedziela, 25 marca 2012

tunaaajt łi ar jang!

Sobota upłynęła mi bardzo pracowicie. No prawie bardzo ;)
Bladym świtem wybrałam się na pewną konferencję w nadziei, iż dowiem się czegoś fascynującego (czyt. tak na prawdę chodziło mi oczywiście o długopisy i gadżety* by przyszpanować później w szpitalu, i o darmowy catering --> niektórzy ludzie zachowywali się tak jakby nie jedli całymi tygodniami aż wstyd było patrzeć...). I faktycznie, poziom merytoryczny mnie nie zawiódł, w porównaniu do roku ubiegłego poprzeczka została ustawiona jeszcze wyżej, wykłady były prowadzone w sposób interesujący, lekki i zabawny, a prowadzący przyciągali uwagę uczestników. Nawet na samym końcu wywiązała się dyskusja, a z moich skromnych obserwacji wynika, iż jest ona rzadkością, bo nie często zdarza się by ktoś miał jakiekolwiek pytania.

Następnie postanowiłam skorzystać z zaproszenia i powędrowałam na dyżur. Narzuciłam robocze ciuszki, wkroczyłam na salę i o mały włos nie padłam ze śmiechu. Ekipa złożona z chirurgów i anestezjologa wykonywała bliżej nieokreślony układ taneczny (tłem była piosenka "We Are Young" by Fun). Niektórzy doktorzy są niesamowici! Swoją drogą ciekawe co by pomyślał pacjent, który byłby świadkiem takowych wygibasów ^^

Po powrocie wpadłam na genialny pomysł - wykombinowałam sobie, że nie ma to jak półgodzinna regeneracyjna drzemka. Położyłam się o 17:30 i ... obudziłam się dziś o 6:00 czasu letniego! Jaki czad! Hehe :)))

* otrzymałam zapas mlek dla niemowląt i tak się zastanawiam czy nadają się jako pożywienie dla studenta, czy może jednak ryzykować nie warto... xD

poniedziałek, 19 marca 2012

nuklearny wymiar nudy

Wróciłam po cudownym weekendzie spędzonym w domu. Piękna pogoda sprawiła, że ochoczo działałam w ogrodzie łapiąc każdy promyk słońca. Naładowałam swoje wewnętrzne akumulatory i pełna zapału wyruszyłam na poranne poniedziałkowe zajęcia. Heh... Niektóre przedmioty ciekawe z zasady nie będą i nic z tym fantem zrobić się nie da - nawet mimo usilnych wysiłków oraz ekspresyjnych gestów prowadzącego dane ćwiczenia. Dlatego też z czystym sumieniem zbiorowo odpłynęliśmy myślami i dryfowaliśmy w przestworzach po krainie wyobraźni ;) Po południu przyszedł czas na wykłady, na których odsiedzieliśmy swoje zagłębiając się w lekturze "Polityki" tudzież innego tygodnika lub książki w zależności czym kto w owej chwili dysponował (nauczeni doświadczeniem zawsze mamy coś "innego" do poczytania przy sobie).

W tak zwanym międzyczasie zostałam zgarnięta przez kolegę stażystę na sor, bo przecież powszechnie wiadomo, że tam jest spokojnie i cicho, i da się pogadać. Usiedliśmy grzecznie w kącie, zaczęliśmy rozmawiać, gdy nagle ni stąd ni zowąd dobiegły nas bliżej nieokreślone odgłosy mające swoje źródło w sali obok nas. Zajrzeliśmy do środka i naszym oczom ukazał się widok wkurzonego pacjenta mruczącego lekkie bluzgi w stronę drżącej, i nerwowo go uspokajającej dziewczynki starającej się założyć mu wkłucie. Ta, gdy nas zobaczyła rozłożyła bezradnie ręce i powiedziała, że nie jest w stanie znaleźć żadnej żyły. Fakt, pan był pokaźnych gabarytów, także faktycznie ciężko było odnaleźć jakiekolwiek naczynie.

kolega: Mer, to Ty czy ja?
ja: hmm... mogę spróbować tylko spacyfikuj pana z łaski swojej i podaj mi proszę zieloną osiemnastkę*

Założyłam stazę na przedramieniu pacjenta (wywołując tym samym lekkie zdziwienie u nowej koleżanki, no bo ją uczyli na ramieniu i nigdzie indziej). Po chwili pod palcami mogłam wyczuć mniej więcej, gdzie orientacyjnie kłuć. Potem poszło raz-dwa i po krzyku. Nauczyłam się tego od ratowników podczas jednego z wyjazdów. Przydaje się w sytuacjach, gdy w tradycyjnej lokalizacji nic nie widać, a dojście należy dość szybko założyć.

dziewczynka: o wow, jaki czad, przecież nic nie widziałaś!
kolega: nie czad, ale życie moja droga ^^

mina dziewczynki - bezcenna, za wszystko inne zapłacisz kartą mastercard!

*zielona osiemnastka to rozmiar wenflonu stosowany z reguły u dorosłych ludzi

czwartek, 15 marca 2012

mobilizacjo - where r u?!

Roboty na uczelni mnóstwo, w zasadzie nie wiadomo za co się złapać. Prawie przeżyłam tydzień, który był dość intensywny, ponieważ wkuwania było sporo. Mój deficyt snu z dnia na dzień się powiększa - rośnie niemalże tak szybko jak nasz dług publiczny. Sesja szykuje się makabryczna, egzamin z interny majaczy na horyzoncie i nieuchronnie zwiastuje katastrofę. Teoretycznie powinnam się tym faktem przejąć i jak co poniektórzy gorączkowo powtarzać materiał, i wertować notatki, i oczywiście wzajemnie się nakręcać oraz wpaść w spiralę paniki. Bo to takie top i tredny, i w ogóle glamour. Ale moja świadomość uparcie wypiera wszystko co jest związane ze sferą naukową i niewinnie wydaje się nie zauważać potencjalnego problemu. Dlatego też beztrosko uczęszczam na treningi, popołudniami biegam, czytam zalegające na lampce nocnej książki - jednym słowem jest fun! Ciekawa jestem tylko jak długo bezkarnie będę w stanie ignorować rzeczywistość...

niedziela, 11 marca 2012

jaka śliczna pogoda ;d

Obudziło mnie dziś stukanie w okno. Przecieram zaspane oczy ze zdumienia i przez głowę przelatuje mi tylko to --> "co ja pacze?!" Śnieg z deszczem! Wtf! oO A miało już być ponoć tak cudnie i cieplutko!
Weekend upływa pod patronatem parazytów. Nudy z budy. Czego można się w sumie ciekawego spodziewać po pospolitych robalach? Na pewno niczego fascynującego. Jedyną wątpliwą rozrywką są obrzydliwe obrazki z "rozkosznie" wyłażącymi stworzonkami z najróżniejszych otworów ludzkiego ciała. Miodzio! Jak to dobrze, że mam kawę, bo inaczej spałabym cały boży dzień^^

piątek, 9 marca 2012

shit happens

Trochę się sypnęło przez ostatni tydzień. Niestety czasami tak bywa, iż życie negatywnie zaskakuje i niejako sugeruje by na moment się zatrzymać, wyłamać z codziennego szaleńczego wyścigu, w którym stawka jest nie do końca znana i przemyśleć kilka spraw. Heh...
Za to wczoraj dostałam tradycyjnego kwiatka od zupełnie nieznanego mi chłopczyka. Według opinii ludzi mnie otaczających można się było tego spodziewać, aczkolwiek jak powszechnie wiadomo główny zainteresowany (czytaj ja) dowiaduje się o istocie rzeczy na samym końcu. :]
By optymistycznie zakończyć mój post zdradzę tylko, że naiwnie wierzę, iż w niedługim czasie zostanę miliarderką. Dziecinność mojego toku myślenia powala mnie czasami na kolana, lecz do soboty mogę spokojnie żyć w owym błogim przekonaniu, prawdaaa? ;)

sobota, 3 marca 2012

czyżby wiosna?

Wstałam dziś o 5:00 sama z siebie (sic!). Blady świt. Szaro, buro, totalna cisza. Postanowiłam twórczo wykorzystać gratisowe godziny i ogarnęłam troszkę materiałów, które miałam zakuć w dzień. Potem pobiegłam na zajęcia (tak, wiem, że dziś sobota, ale mieliśmy umówiony blok z doktorem;). Wróciłam, posprzątałam, zrobiłam porządek w szafach, zmyłam podłogę i nastawiłam pranie. I nie mogę wyjść z podziwu, że w ogóle nie jestem zmęczona, i rozpiera mnie energia! To pewnie dlatego, że wreszcie wyszło słońce, zrobiło się cieplej i jakoś tak od razu optymistyczniej się człowiek czuje.