Mogłam nie odbierać - wiem. Mogłam najpierw zobaczyć kto dzwoni - wiem i to. Ale jak zwykle na ślepo podniosłam słuchawkę. Kiedy ja się nauczę, że należy czytać nazwę wyświetlaną na ekranie...
(...)
xy: bo ty to zawsze taka niezależna jesteś
ja: i?
xy: i nic tylko książki, przyjaciele, imprezy
ja: i?
xy: a co z naszymi dziećmi?
ja: że co proszę?
xy: no dziećmi!
ja: nie mamy dzieci
xy: ale będziemy mieć
ja: ja pieje, chyba na mózg ci się rzuciło
xy: ale mała, nie możesz mnie przecież zostawić! choćby z uwagi na dzie-ci!
(...)
Dalszy ciąg wypowiedzi sobie daruję. Naprawdę starałam się używać kulturalnych i dopuszczalnych zwrotów, bo wychodzę z założenia, że nie ładnie tak zaśmiecać sobie język, lecz z ogromną przyjemnością walnęłabym mu w łebek tak by zobaczył wirujące gwiazdy. Nie czaję czemu do niektórych nie docierają proste słowa. I jak można podnosić argument o nieistniejącym potomstwu? Jeszcze ok - gdyby to był 5 letni chłopiec z bujną wyobraźnią bawiący się w dom - spoko. Ale kurczę to jest niby dorosły facet! I to nie jest dzień czy dwa po rozstaniu - to już jest dość spory kawał czasu. W sumie to zakrawa nawet na jakieś zaburzenie psychiczne - chociażby osobowości czy coś. Dziwne to wszystko jest, a w zasadzie bardziej chore niż dziwne...