8:30 wstajemy! Cały dom na nogach. Rodzice zdają się być bardziej poddenerwowani moim zbliżającym się odpowiedzialnym zajęciem niż ja sama. Z każdej strony padają rady i wskazówki.
mama: dziecko pamiętaj, że masz się uśmiechać
tata: i staraj się nie tłumaczyć zbyt dosłownie, bo wiesz, że tak się nie da
mama: no i nie pij, bo będziesz w pracy!
tata: gdy złapiesz odpowiedni flow to zobaczysz, że przestaniesz czuć się jakbyś była w pracy
mama: i dzwoń jakby coś się działo
tata: nie dzwoń, duża jesteś
sis: a przywieziesz mi trochę ciasta? ;D
11:00 wychodzę z domu. Wsiadam do samochodu, który już na mnie czeka. Wyruszamy w podróż poza miasto. Rozmawiamy, plotkujemy, jest spoko. Kolega ma w samochodzie folię bąbelkową, więc mam czym się zająć.
12:45 dojechaliśmy na miejsce. Jest ślicznie. Park, kompleks zamkowy, kwiatki, miejscami błękitne niebo. Zespół rozkłada sprzęt, ja zaś idę na spacer, bo nie znam się na kablach i ustawieniu świateł.
14:30 dostajemy cynk od pomocnika fotografa, że Młodzi już się zbliżają.
14:55 ostatni raz poprawiam mikrofon nauszny i nerwowo zerkam w stronę wejścia na salę. Kolega skinieniem głowy daje mi znać, że idą.
---> Z-A-C-Z-Y-N-A-S-I-Ę.
Para Młoda dumnie przekracza próg. Czemu on jej nie niesie na rękach? - przemknęło mi przez głowę. Zostałam uprzedzona, że to Młody jest z jUKeja, więc bezgłośnie kieruję w jego stronę krótkie hi. Odpowiada mi szerokim uśmiechem i po ruchach warg poznaję wesołe hello. Wiem, wiem - mało profesjonalnie, lecz już trudno - refleksja przyszła po czasie.
Przechodzimy do części oficjalnej, czyli uroczystego przywitania gości. Umówiłam się z głównym prowadzącym, iż po każdym pełnym zdaniu będzie dyskretnie na mnie zerkał, żebym wiedziała, że bez przypału mogę zapodać tłumaczenie. Także całość poszła gładko. Toast, życzenia, zaproszenie do stołu. Obiad. Uff - najbardziej stresująca, bo pierwsza część za mną. Jest ok.
Po posiłku podchodzą do mnie Młodzi. Oficjalnie się przedstawiam, ponieważ do tej pory nie miałam możliwości by z nimi pogadać. James okazuje się być niesamowicie wyluzowanym facetem. Pokazuje mi obszar, na którym znajdują się zagraniczny goście. Nie licząc jego ojca jest ich 10 osób. Siedzą przy dużym okrągłym stoliku. Zadanie mam ułatwione, ponieważ nie dość, że są zgromadzeni w jednym miejscu, to jeszcze są mniej więcej moimi rówieśnikami, więc nie powinno być problemu z dogadaniem się.
Wprowadzenie. Pierwszy taniec. Dołączenie gości. Polacy nie mają problemu z tańcem. Anglicy czują się lekko skrępowani. Podchodzę, uśmiecham się, bo przecież mama kazała, jeszcze raz wyjaśniam o co chodzi i wyciągam ich na parkiet. Bawią się. Drugie uff. Punkt dla mnie.
Przerwa na jednego. Polacy piją równo. Anglicy bacznie obserwują. Chyba nie są przyzwyczajeni do wódki, gdyż wyraźnie widać jak podchodzą do niej z dystansem. Piwa brak. ;D
Czas na zabawy integracyjne. System tłumaczenia zdanie w zdanie się nie sprawdza, więc na szybko modyfikujemy. Wodzirej mówi do Polaków, ja zgromadziłam przy sobie Ingliszów. Trzecie już uff. Nowy system działa.
Druga przerwa na jednego. Polacy nadal piją równo. Anglicy złapali bakcyla.
Jedziemy z kaczuchami, chusteczką, pociągiem, wspólnym tańcem. Za cholerę nie mogę sobie przypomnieć jak on się nazywał. Wszystko się udaje, ludzie są uśmiechnięci.
Kolejna już przerwa na jednego. Polacy na luzie piją równo. Anglicy naśladują w tempie polskie picie.
Jest godzina 21:00. Podchodzi do mnie Jack. Rozmawiamy. Prosi mnie do tańca. Wyjaśniam, że nie mogę, bo jestem w pracy. Jest uparty, ale w końcu odpuszcza. Rozmawiamy dalej. Opowiada czym się zajmuje, co robi, co lubi, patrzy mi na usta. Też się patrzę ludziom na usta i nic w tym dziwnego, ale patrzę się przeważnie wtedy, gdy ich nie rozumiem bądź nie słyszę i staram się wyczytać to, co chcą mi przekazać. W naszej sytuacji to on mówi, więc w grę wchodzą zupełnie inne intencje. To da się wyczuć. Ciut się odsuwam, by być bliżej swoich ludzi. I nagle baaam! Jak spod ziemi wyrasta przede mną jakaś dziewczyna i mówi mi tak:
ona: baaardzo panią przepraszam za Jacka!
ja: ależ nie ma pani za co przepraszać
ona: bo wie pani, mój mąż już taki jest, że ciągnie go do młodych i ładnych kobiet
ja: pani... mąż?
ona: yhm, pobraliśmy się w Boże Narodzenie :)
zwracając się do niego: Jack, pożegnaj się z panią, bo wychodzimy!
Uuuu... Przyznaję - byłam zaskoczona. Nawet nie tyle faktem, że nie miał obrączki ani nawet tym, że ze mną flirtował bez żadnego czajenia się. Uderzyło mnie to, że jego domniemana żona akceptowała jego zachowanie jak gdyby nigdy nic. Może jestem zbyt egoistyczna, ale nie wyobrażam sobie siebie w jej roli.
Ale wracając do głównego wątku. N-ta już przerwa na jednego. Polacy - wiadomo. Anglicy piją równo. Choć bardziej rozlewają to, co mają w kieliszku, bo są już w mocno zaawansowanym stadium zalanego robaka.
22:30 znów integracja. Ale co to? Gdzie moi goście? Na sali nie ma ani jednego z dziesięciu Ingliszów. Ogarnęłam wzrokiem całe pomieszczenie, lecz nadal nic. Wybiegłam na zewnątrz - ani widu, ani słychu. Wróciłam i zajęłam się ojcem Młodego. Wszak była to ostatnia osoba, której mogłam cokolwiek rozjaśnić i przy której starałam się przebywać już do końca. Jeny, jaki on był zafascynowany naszym krajem! Lecz, co było jeszcze fajniejsze - jaki on był dumny z faktu, że jego syn ożenił się z Polką! Wychwalał ją pod niebiosa. :)
Jak się później okazało, zaraz po godzinie 22:00 Anglicy zdecydowali z małą pomocą obsługi ewakuować się do pokoi hotelowych i tym samym zakończyć imprezę z uwagi na chamsko wirującą rzeczywistość. No cóż... Jak się pije z Polakami, to trzeba się liczyć z konsekwencjami, prawda? :P Szkoda tylko, że nawet do oczepin nie doczekali. ^^
Gdybym miała podsumować, to z ręką na sercu mogę powiedzieć, iż sobie poradziłam i obciachu jako takiego nie było. Cenne doświadczenie zdobyłam, kontakty nawiązałam, język zupdatowałam, na waciki zarobiłam i nawet pobawiłam się z chłopakami, gdy tłumaczyć już nie miałam komu.
Mówiłem że ta kariera lepsza
OdpowiedzUsuńCo do Jack'a i jego żony - też nie ogarniam jak ona sobie na to pozwala , mam widocznie inne postrzeganie świata
A co do picia, czytałem na którymś blogu że Anglicy rzadko rozumieją po co kupować wódkę na weselę(cóż w tym względzie czuje się bardziej anglikiem niż polakiem) ale widzę że Ci bardzo otwarci kulturowo próbowali być :)
Oj taaak, byli bardzo otwarci i gotowi do natychmiastowej asymilacji z tubylcami :P
UsuńDobrze wiedzieć, że przeżyłaś :)
OdpowiedzUsuńNie ma jak Polacy + wódka ;D
Przeżyłam, dziś odespałam i chcę więcej! :D
UsuńSam bym się w takie tłumaczenie pobawił, ale studia i brak większej praktyki języka dobijają i wychodzi w praktyce na to, że człowiek już nic nie pamięta xD
OdpowiedzUsuńCo prawda to prawda, nasze studia językowo uwsteczniają :P
UsuńPo pierwszym roku nie potrafiłam poprawnie wysławiać się po polsku, lecz za to doskonale cytowałam Bochenka i łacińskie nazwy :D
A no i zapomniałbym:
OdpowiedzUsuńFolia bąbelkowa <3
"sis: a przywieziesz mi trochę ciasta? ;D" a to mój ulubiony fragment
UsuńJestem z Ciebie dumna kochana :D a Jack powinien w twarz dostac :/ nie cierpie facetow, ktorzy nie szanuja wlasnych kobiet :/ i nie rozumiem, dlaczego jego zona sobie na to pozwala :/ ja z moim bylym mialam podobne przejscia, mial wyj*ane na to co mysle i czuje i bez ogrodek zabawial sie na imprezach z kolezankami zakrapianymi ostro alkoholem. I bardzo sie ciesze, ze ten etap mam za soba. Nikomu tego nie zycze.
OdpowiedzUsuńHeh, faceci są dziwni, kobiety też ;] Nie wiem czym kierowała się jego żona i nie znając jej motywów nigdy nie będę w stanie jej zrozumieć. Ale było-minęło, nie zamierzam już tego rozkminiać.
UsuńPewne rzeczy trzeba pozostawic za soba i zyc wlasnym zyciem :)) tak by czlowiek pozniej niczego nie zalowal ;)
UsuńJa sie normalnie czułam jakbym sama tam była czytając relację ;)
OdpowiedzUsuńFajnie, fajnie :)))
Relacja byłaby o wiele dłuższa, ale sumienie nakazało mi w pewnym momencie skończyć i przestać przynudzać, bo i tak wyszedł już lekko spasiony post. ;)
Usuńwooooooooooow :D zajebiście :) to musiało być naprawdę fajne doświadczenie :)
OdpowiedzUsuńi chciałabym zobaczyć Anglików, którzy próbują dotrzymać tempa Polakom ^^
Oj tak, masz rację - było zajebiście :)
Usuń