when there's no freaking cardiac output!

środa, 16 maja 2012

no ale...

SOR, cisza przed burzą, nic się nie dzieje do czasu, gdy lawinowo zaczyna się coś dziać. Siedzimy i rozmawiamy o rzeczach przyziemnych. Ot, kto z kim, gdzie jak i kiedy - taki standard. Wpadają ratownicy z poszkodowaną z wypadku komunikacyjnego. Ładnie zapakowana na desce, pozapinana, unieruchomiona z zaopatrzoną lewą kończyną dolną. Wszystko tak jak należy. Błyskawicznie zrelacjonowali doktorowi jej parametry, leki, które podali i mogliśmy przystąpić do jej oceny. Na pierwszy rzut oka GCS 12, podejrzenie wstrząśnienia mózgu i złamanie nogi. Wysłano ją więc do pracowni rtg celem pstryknięcia kilku fotek. Doktor omawia nam jej sytuacje, dalszą prognozę, proponowane leczenie, ewentualny mechanizm doznanych obrażeń.
Do gabinetu zagląda pewna pani.

(puk,puk)
ona: doktorze, chciałabym już przebrać tą dziewczynę z komunikacyjnego
dr: czekamy jeszcze na zdjęcia
ona: no dobrze, ale ja od jej zdjęć niczego nie chce, ona i tak zaraz będzie przyjęta na oddział
dr: proszę nie ruszać, musimy wykluczyć podejrzenie uszkodzenia kręgosłupa szyjnego
ona: no ale przecież ja ją chce tylko przebrać! doktorze no!
dr: nie tykać pod żadnym pozorem!
my: oO
dr: i weź tu człowieku nie denerwuj się w pracy... ;]

Pani z lekkim fochem nas opuściła mrucząc pod nosem jeszcze coś o niepotrzebnej stracie czasu. Nasza mina musiała mówić sama za siebie; komentarz wydawał się być zbędny. To przerażające, że niektóre jednostki (nie wszystkie rzecz jasna! szczęście w nieszczęściu jest to dość mały odsetek medycznej społeczności) mimo uzyskanego wykształcenia i zdobytego doświadczenia zawodowego, nadal postępują bez wyobraźni. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz