when there's no freaking cardiac output!

czwartek, 10 maja 2012

uff

Kolejny bardzo pracowity tydzień za mną. Zaliczenia, zaliczenia, zaliczenia i tak bez końca. Mojej świadomości nie umknął fakt, iż rozpoczęły się juwenalia i wszyscy wokół mówią tylko o luzie, imprezach, koncertach, clubbingu, akademikowych grillach, i tak aż do znudzenia ;) Nikt normalny nie zaprząta sobie głowy egzaminami, ponieważ nikt o zdrowych zmysłach nie decyduje się na tego typu studia hehe. Jednak jestem zdania, iż wszystko da się pogodzić i jest to tylko kwestią dobrej organizacji czasu (i silnej woli). 

Jeśli jeszcze nie widzieliście "Nietykalnych" gorąco polecam! Film bardzo dobrze zrobiony, nie sposób się nudzić (ani razu nie zerknęłam na zegarek). Temat przewodni porusza dość istotny problem jakim jest niepełnosprawność i kwestia jego postrzegania, a także ukazuje, iż warto wyciągnąć pomocną dłoń w stronę człowieka, który miał w życiu pod górkę. Film nie jest wypełniony pustymi sloganami, nie trąci plastikiem tudzież komercją. Nie narzuca nam sposobu w jaki powinniśmy postrzegać bohaterów, pozwala nam się miło rozczarować i przez wzruszenia uczy, iż każdy zasługuje na drugą szansę. Jest lekki, mimo że traktuje o poważnych sprawach. Skłania do refleksji, napełnia odbiorców optymizmem i raczy świetnym poczuciem humoru. 


czwartek, 3 maja 2012

koko koko

Wczoraj Polacy dokonali wyboru hymnu na Euro. Moje pierwsze wrażenie sprowadzało się do migającego mi przed oczami akronimu wtf?! I w zasadzie nie wiem w jaki sposób powinnam się do tego odnieść. Całość odbyła się na zasadzie smsowego głosowania, więc została wybrana przez jakąś tam grupę społeczną --> większość widzów znaczy się. Heh, nie od dziś wiadomo, że są gusta i guściki także tego… 
Melodia w miarę ok., tekst refrenu wpadający w ucho, tempo odpowiednie – tak by przeciętny śpiewający mógł nadążyć przy kuflu piwa, ale czegoś mi tu brakuje, coś mi się gryzie, mój mózg ewidentnie wyświetla mi error niczym Windows serwujący niebieski ekranik. 
Piosenkę wykonują panie związane z folklorem, ubrane w tradycyjne stroje, raczące odbiorców charakterystyczną barwą głosu (czy mi się wydaje, czy pierwsze były kobitki z Rosji?). Całość lekko trąci dożynkami oraz wiejskim festynem. I nie znaczy to, że nie przepadam za ludowymi przyśpiewkami albo, że próbuję sprawić komuś przykrość swoją wypowiedzią tudzież dyskryminować ten gatunek muzyczny, i zepchnąć go na margines. Zwyczajnie uważam, że ten styl ma się nijak do charakteru imprezy, która nam się szykuje. Bądźmy szczerzy – coś tu jest nie halo. Naiwnie myślałam, że Euro zostanie zorganizowane z jajem, a nie, że będziemy z niego robić sobie jaja xD

wtorek, 1 maja 2012

tańce, hulanki, swawole

Majówka pełną parą. Grzechem byłoby nie skorzystać i nie zorganizować jakiegoś grilla. Tak też się stało, ekipę się skrzyknęło, zrobiło się nalot na sklep, zakupiło się różnego rodzaju kiełbaski i inne koniecznie niezbędne do szczęścia przekąski. I rozpoczęliśmy 48h chill out otoczeni drzewkami owocowymi, które ślicznie pokryły się różnokolorowymi kwiatuszkami, muskani po policzkach leciutkim wiatrem i ogrzewani iście letnim słonkiem. Mieliśmy wrażenie, iż jesteśmy we własnym, prywatnym raju. Cisza, spokój, doborowe towarzystwo, zero styczności z rzeczywistością, takie swego rodzaju odrealnienie... jednym słowem sielanka! 
Grillowanie pretenduje ponoć do miana sportu narodowego wśród Polaków i zaiste coś w tym jest. Gdzie tylko nie spojrzałam tam albo ognisko, albo owy grill. Sąsiedzi zwykle przeciwni imprezkom pod gołym niebem teraz nie dość, iż nie raczyli nas tendencyjnymi uwagami, to jeszcze sami co nieco pichcili u siebie na ogrodzie. W powietrzu dało się odczuć namacalną wręcz atmosferę błogiego lenistwa i ogólnego zadowolenia. Relaks w pełnym tego słowa wydaniu! 
Jak to cudnie, że jeszcze przez najbliższe dni przysłowie wszystko co dobre, szybko się kończy nie będzie miało zastosowania.

czwartek, 26 kwietnia 2012

i nastał weekend

Weekend proszę Państwa uważam za rozpoczęty! Co prawda jutro będę musiała skoczyć do szpitala na poranne zajęcia, lecz to taki drobny nic nieznaczący szczegół.
Egzamin szczęśliwie za mną. Oficjalnie dostałam licencję na zabawę układem kostno - stawowym, aczkolwiek nie zamierzam z niej korzystać zbyt często, gdyż ortopy to nie moja bajka. Składanie człowieka po wypadku przypominało mi zawsze zabawę klockami lego tudzież układanie kolorowych puzzli. Nie wzbudzało to we mnie fascynacji lub choćby cienia zainteresowania. Młotki, wiertarki, druty, płytki, stabilizatory i tym podobne zdecydowanie mnie nie kręcą. Zabiegówka owszem jest ciekawa, ale nie w wydaniu ortopedycznym.
Blogger zrobił sobie samowolny lifting, troszkę namieszał i poukrywał niektóre przyciski, ale wcale nie mam ochoty bawić się z nim dziś w ciuciubabkę. Oj nie, dziś idę zaszaleć na wielobarwnym parkiecie! Majówkę czas zacząć!

niedziela, 22 kwietnia 2012

en dwa o

Empiryzm to nieodłączny element poznawania świata, człowiek wszak uczy się poprzez różnorakie doświadczenia. W przypadku 'stworzonka' jakim jest student med wspomniany przeze mnie empiryzm wydaje się być szalenie ważny. Uczymy się przeróżnymi zmysłami. W niektórych sytuacjach trudno wyobrazić sobie przez co przechodzi pacjent, dlatego z entuzjazmem przyjęliśmy propozycję by przetestować na sobie działanie ... podtlenku azotu! Znany wszystkim gaz rozweselający wraca do łask i stosowany jest obecnie w łagodzeniu bólu porodowego. Jest tani, prosty w zastosowaniu, a pacjentki w większości go sobie chwalą. Muszę przyznać, iż po paru wdechach czułam się jakbym była lekko pod wpływem alkoholu wypitego na pusty żołądek. Zakręciło mi się w głowie (aż musiałam usiąść!), poczułam się delikatnie zrelaksowana i pozytywnie wyluzowana. Coś w stylu zen xD Podobnie działo się z innymi współuczestnikami 'imprezy'. Fakt faktem, efekt działania po jednej dawce utrzymywał się stosunkowo krótko, niemniej jednak chill out ogarnął nas wszystkich. Oj taaak, warto było poświęcić się dla nauki. Nie ma to jak praktyczna znajomość danego zagadnienia. ^^

***
I nadeszły takie czasy Mistrza Polski mają pasy! Yay!
Sovia! <3 

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

joke

Taki tam żarcik zasłyszany gdzieś hen daleko przy automacie z kawą ;]

- Mom, mom! Im pregnant!
- Oh... Wait, what?!? Didnt I tell u that if a boy touches ur boobs say "dont"?
 
And if he touches ur private part say "stop"?
- Well yeah... He did them both, so I kept on saying "dont stop".

:D

sobota, 14 kwietnia 2012

call center

Porodówka to takie specyficzne miejsce. Magiczne w pewnym sensie. To tu w większości przypadków obserwuje się cud narodzin. W mgnieniu oka z wielkiego brzucha wyskakuje prześliczne malutkie dzieciątko. Można niemalże namacalnie odczuć miłość matki do dziecka, sposób w jaki ona na nie patrzy jest jedyny i niepowtarzalny. 
Siedzimy sobie grzecznie na owej sali i cierpliwie oczekujemy na rozwój akcji porodowej. Pacjentka co jakiś czas ma skurcze, personel stara się zapewnić jej względny spokój i odpowiednie warunki, położna instruuje ją co do sposobu oddychania i takie tam. W pewnym momencie dzwoni telefon. Do naszych uszu dobiega odgłos motywu muzyki klasycznej. Nic to, nikt go nie odebrał. Pacjentka ignorowała go uparcie usiłując się skupić na czynności właściwej. Ale komórka dzwoni drugi raz. I trzeci. I w końcu pani zdecydowała się po nią sięgnąć. 

dryń, dryń, dryyyń...
P: halooo
rozmówca: (...)
P: ale wie pan, ja nie za bardzo mogę teraz rozmawiać
[w tle słychać położną mówiącą "wdech i wyyydech, jeszcze raz..."]

r: (...)
P: tak, ja rozumiem, tylko, że AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA [skurcz] ja jestem na porodówce rozumie pan?
r: (...)
P: nooo, bo ja AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA [jeszcze silniejszy skurcz] rodzę i nie jestem zainteresowana zmianą abonamentu i nowym telefonem!



W tym momencie wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Pani miała bardzo podzielną uwagę i ani razu nie użyła przy tym brzydkiego słowa, które byłoby jak najbardziej na miejscu. Uśmiechnęła się do nas blado i nieśmiało, i jakieś 30 minut później została szczęśliwą mamą małej Zosi. :)

piątek, 6 kwietnia 2012

świątecznie

Wreszcie można zwolnić bieg, wrzucić na luz i odetchnąć chociaż na moment od uczelnianego zgiełku. To, co teraz napiszę nie będzie odkrywcze, aczkolwiek człowiek nie zdaje sobie tak do końca sprawy z tego jak bardzo jest zaganiany każdego dnia, nie jest tego świadom aż do momentu, kiedy może względnie spokojnie usiąść, napić się kawy, pogadać z najbliższymi i nabrać właściwej perspektywy...
Ale żeby nie było, że tylko się lenię i obijam - chciałabym ogłosić wszem i wobec, iż mieszkanie lśni na błysk, dziś upiekłam cztery babki wielkanocne, serownik z rodzynkami oraz pokaźną ilość czekoladowych muffinek. I jak to zwykle w święta bywa dieta poszła w las, moja podświadomość ignoruje fakt, że wypadałoby dbać o linię, a ja sama delektuje się codziennością w domu rodzinnym!

Chciałabym z tego miejsca życzyć Wam wszystkim Wesołego Alleluja
 i cudnych chwil spędzonych w gronie kochających osób. 
Odpoczywajcie i zaszalejcie w Lany Poniedziałek!