Biegnę na zajęcia. Znów za późno wyszłam. Heh, zachciało mi się jajecznicy na śniadanie to teraz mam. I na dodatek jeszcze ten durnowaty śnieg trafiający prosto w oczy. I ten przykryty puchem lód, i te wydeptane ścieżki, które wymuszają nieustanny slalom na chodniku. Ko-cham zi-mę! Dobrze, że dziś nie jest poniedziałek, bo cudownie by się tydzień zapowiadał. No ale jak trzeba to trzeba. Przecież świat się zawali jeśli się spóźnię, szpital nie ruszy, zabiegi się nie zaczną, pacjenci nie będą się leczyć, nie wspominając już o fascynującym seminarium - bo ono to na bank się beze mnie nie rozpocznie! :]
Więc gnam na złamanie karku (tudzież kończyn;) na skróty pomiędzy blokami. Wieczorami strach tamtędy przechodzić, lecz mam świadomość, iż o poranku wszystkie większe zbiry jeszcze smacznie i błogo śpią jak te niewinne aniołki, także czuję się w miarę bezpiecznie.
Idę, idę, idę i z daleka widzę prześlicznego szczeniaczka wesoło biegnącego w moim kierunku z oczojebną pomarańczową frotką na główce (shih tzu jakby ktoś był ciekawy). No i ten piesio biegnie, biegnie, biegnie, a w oddali słychać twardy, niski męski głos:
Puszek, qrwa, tylko nie na ulicę!
Przystanęłam, zlokalizowałam potencjalnego właściciela i parsknęłam niekontrolowanym śmiechem. Po drugiej stronie chodnika stał jakiś taki sztucznie nadmuchany gość w kapturze, w dresikach z pumy, z rękami w kieszeni, obowiązkową gumą w paszczy i standardowym złowrogim spojrzeniem spode łba. Pewnie gdyby było ciemno to bym się może nawet i lekko przelękła. Lecz jego widok w połączeniu z mega słitaśnym i przeuroczym psiakiem stanowił tak niesamowity kontrast, iż nie mogłam przestać się rechotać.
Ale jakimś tak cudem zdołałam się w miarę ogarnąć, pogłaskałam Puszka, który ochoczo podskakiwał wymachując szczęśliwie ogonkiem na prawo i lewo, po czym przeszłam przez jezdnię, i mijając groźnego blokersa rzuciłam tylko przez ramię: masz spoko psa obronnego koleś!
Hahaahha, pewnie to luszek Pani z solariu leżącej właśnie w domu w szpilach na kanapie , która jak ulał pasuje do ww. opisu ;)
OdpowiedzUsuńOdważna jesteś, ja bym minęła gościa w milczeniu i ze spuszczonym wzrokiem :)
OdpowiedzUsuńNie wytrzymałam i dałam się ponieść emocjom :P
UsuńJeszcze nie żałuję! ^^
Hahaha ! Nie wierzę w to co czytam :P Sama mam shih-tzu i jakoś ciężko mi wyobrazić sobie go z dresiarzem :-)
UsuńBałabym sie go pogłaskać, gdyby to był jakiś mały pitbull (uraz z dzieciństwa - kiedyś jeden 'pan' zarzucił mi, że ułaskawiam jednym głaśnięciem jego przyszłego obrońcę, pffff^^), ale skoro to było shih-tzu, to chyba sama bym podeszła ;-)
to maleństwo ze spiętymi włosiętami samo do mnie uroczo podbiegło :P a ja nie mogłam się oprzeć <3
Usuńprzynajmniej facet ma jaja, nie musi udowadniać długości członka wielkością psa. Jak dla mnie szacun
OdpowiedzUsuńmyślę, że nie spodziewał się żadnego towarzystwa tak wcześnie rano ;D
Usuńjego wizerunek osiedlowego twardziela legł w gruzach :P
hehe
OdpowiedzUsuńteraz masz przerąbane - pilnuj się, bo się na pewno zaczai na Ciebie w nocy :D
OdpowiedzUsuńeee tam :P szybko biegam :P
Usuńa poza tym to wielce niekulturalne tak brzydko straszyć ludzi bezpośrednio po powrocie z nart ;D
zaczai się to jedno ale psem poszczuje...;)
Usuńtakie typki kozaczą zwykle gdy są w grupie, bez niej są nawet w miarę fajni...
nigdy się jeszcze nie kumplowałam z takim prawdziwym rasowym typkiem, więc może to dobry moment by zacząć :P
Usuńhehehe,może to nie był jego piesek tylko siostry czy cuś ;D
OdpowiedzUsuńTeż mam słodziutkiego(słodziutką) shih-tzu i jak jestem z nią na spacerze to często słyszę komentarze typu: "połyka w całości?" bądź tekst ostatnio spotkanego żula-"jaa możee uuustanę zboku i przepuszczę TYGRYSAAA" ;D
żuliki są mistrzami w osiedlowym poczuciu humoru! ;D
Usuń