Dyżur. Badam sobie "swoje" dziecko. Czyli myję łapki, zakładam rękawiczki, sprawdzam monitor, otwieram inkubator, mówię cześć maluszku, przykładam stetoskop i w miarę możliwości słucham jak najuważniej się da, i na tyle długo na ile pozwoli mi dziecko. Potem główka i brzuszek, ewentualnie buzia, i koniec. Siadam przy biurku i notuję parametry.
W sali jest jeszcze pielęgniarka, bo zawsze ktoś na stałe musi być z dzieciakami. Spokojne wypełniam sobie dokumenty, gdy wtem odzywa się alarm z jednego z monitorów. Patrzę i widzę jak jedna z miniatur się desaturuje (w sensie, że tlen jej spada). Pielęgniarka podeszła, sprawdziła, alarm wyłączyła - wszystko gra. Za niecałe pięć minut, może mniej sytuacja się powtórzyła po czym usłyszałyśmy przeraźliwy dźwięk i czerwoną migającą lampkę od tego samego bejba.
Looknęłam na monitor i wyraźnie widzę, że wszystkie, ale to dosłownie wszystkie parametry są w podłodze. Nie powiem - wystraszyłam się, ale jakimś cudem nie wpadłam w panikę. Nauczona doświadczeniem z oddziału dorosłych w pierwszej kolejności sprawdziłam czujnik, czy aby przypadkiem to on nie wywoływał fałszywego alarmu. Lecz nie tym razem. W milisekundzie dotarło do mnie, że muszę coś zrobić, bo inaczej będzie kiepsko. Wykrzesałam z siebie tyle pewności siebie ile tylko zdołałam.
ja: proszę mi podać maskę i odkręcić tlen, i wezwać dyżurnego
piel.: słucham?!
ja: maskę i tlen proszę!
piel.: ale, że pani doktor mam dać??
ja: a woli pani żeby dziecko nam się udusiło? (tu się lekko zirytowałam - przyznaję)
Po tych słowach dostałam to, co chciałam i zaczęłam wentylować. Cały czas gapiłam się w monitor w duchu modląc się, żeby doktor się koło mnie błyskawicznie zmaterializował.
Wiecie, zupełnie inaczej jest, gdy załamuje się dorosły człowiek, a zupełnie inaczej, kiedy jest to wcześniak. W pierwszym przypadku znacie dawki podstawowych leków, bo wałkuje się je non stop na studiach i nie ma szans by je pomylić. W drugim zaś wszystko podaje się na kilogram masy ciała, co wymaga znajomości przelicznika. A poza tym dzieci z reguły zatrzymują się w innym mechanizmie niż dorośli i z lekami trzeba poczekać aż się wyrówna tlen. Lecz z tym czekaniem to tez takie proste nie jest, bo człowiek się denerwuje i boi, ponieważ przyzwyczajony jest do szybkiej reakcji na dorosłych oddziałach, a nie do cierpliwego wstrzymywania się. Heh...
Więc mając w świadomości to wszystko - szczelnie trzymam maskę, uparcie wentyluję i skupiam się na małym pacjencie, i jego parametrach.
ja: proszę przygotować zestaw do intubacji
piel.: jaką rurkę pani dać?
ja: trójkę (matko, niech on już przyjdzie, żebym to ja nie musiała tego robić!)
Więc mając w świadomości to wszystko - szczelnie trzymam maskę, uparcie wentyluję i skupiam się na małym pacjencie, i jego parametrach.
ja: proszę przygotować zestaw do intubacji
piel.: jaką rurkę pani dać?
ja: trójkę (matko, niech on już przyjdzie, żebym to ja nie musiała tego robić!)
Całe szczęście akcja serca po natlenieniu podskoczyła na tyle, że poczułam małą, bo małą, ale jednak ulgę. Po chwili do sali wpadł lekarz dyżurny, któremu na wydechu zrelacjonowałam co się stało. Zastanowił się, powzdychał, popatrzył przed siebie i zarządził intubację przejmując dowodzenie (dzięki Bogu!). Rach - ciach włożył rurkę i podłączył respirator. Uff...
Po ustabilizowaniu się stanu pacjenta wróciliśmy do dyżurki. Zrobiłam kawę i otworzyłam ptasie mleczko. Czekoladowe rzecz jasna.
dr: no mała, fiu fiu
ja: w sensie?
dr: przeszłaś chrzest bojowy! witam na pokładzie :P
ja: eee... siemka ;D
Gratuluje zachowania zimnej krwi ; )
OdpowiedzUsuńSię udało :)
Usuńfaaaajnie ;)))
OdpowiedzUsuńZ*jebiście wręcz :)))
UsuńCzyli, że dobrze mieć Cię pod ręką? :)
OdpowiedzUsuńAż mam ciarki!
Czyli, że chyba tak ;)
UsuńJa też je miałam! :P
Pani dochtór ♥ Twoje poczynania czyta się z uśmiechem na ustach :)
OdpowiedzUsuńMiło mi ;D
UsuńPierwsze ciężkie przeżycie przeżyte :D Później powinno już być łatwiej ;)
OdpowiedzUsuńJak to mówią - pierwsze koty za płoty ;)
UsuńCo za akcją...
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem
Ale inna cześć notki przykuła bardziej moją uwagę
And the winner is ....
......
"otwieram inkubator, mówię cześć maluszku"
Aż się uśmiechnąłem , takie wzruszające
Bo ja lubię dzieci
Ostatnio z narzeczoną widzieliśmy dziecko przebrane za niedźwiedzia niesione w nosidełku oraz dziewczynkę przy kasie w hipermarkecie mówiącą do książeczki ( przesuwającej się na taśmie) "Książeczko nie uciekaj"
Normalnie czad
Jakoś się muszę z nimi przywitać, bo tak nieładnie jest podejść i bez słowa się dobierać :P Niektóre mają już imiona, inne nie i trzeba je jakoś personalnie rozróżniać by nie czuły się traktowane przedmiotowo :D
UsuńTwój przykład jest dowodem na to, że dzieci potrafią być przeurocze <3
Bo te małe szkraby to wprost słodziaki są
UsuńJesteś wielka! Trzymam za Ciebie kciuki ;) Wiem, że takich ludzi jak Ty jest mało i każde Twoje "powodzenie" napawa mnie ogromną radością :)
OdpowiedzUsuńDziękuuuję :)
UsuńWracaj szybko do życia Ika! ;*
Jejaaaaa jak super ! Nasza czujna, bohaterska Pani Doktor :D
OdpowiedzUsuńŻadna tam bohaterska tylko co najwyżej przeczulona na punkcie świrujących alarmów :P
UsuńPtasie mleczko? Oddaj! ;D
OdpowiedzUsuńPS. Wiesz, że jestem z Ciebie baaardzo dumna? ;*
Chętnie oddam i dorzucę Ci 3kg masy ciała gratis, chcesz? :D
UsuńChcee! Dawaj ptasie mleczko! ;D I tak 3 kg nie przytyje od tego ;D
Usuńo panie, po bandzie! Normalnie człowiekowi serce przyspiesza tylko jak czyta, a co dopiero musiałaś przeżyć!
OdpowiedzUsuńPowiem tylko: "noooooo..." ^^
Usuń