when there's no freaking cardiac output!

poniedziałek, 14 października 2013

chrzest

Dyżur. Badam sobie "swoje" dziecko. Czyli myję łapki, zakładam rękawiczki, sprawdzam monitor, otwieram inkubator, mówię cześć maluszku, przykładam stetoskop i w miarę możliwości słucham jak najuważniej się da, i na tyle długo na ile pozwoli mi dziecko. Potem główka i brzuszek, ewentualnie buzia, i koniec. Siadam przy biurku i notuję parametry. 

W sali jest jeszcze pielęgniarka, bo zawsze ktoś na stałe musi być z dzieciakami. Spokojne wypełniam sobie dokumenty, gdy wtem odzywa się alarm z jednego z monitorów. Patrzę i widzę jak jedna z miniatur się desaturuje (w sensie, że tlen jej spada). Pielęgniarka podeszła, sprawdziła, alarm wyłączyła - wszystko gra. Za niecałe pięć minut, może mniej sytuacja się powtórzyła po czym usłyszałyśmy przeraźliwy dźwięk i czerwoną migającą lampkę od tego samego bejba. 

Looknęłam na monitor i wyraźnie widzę, że wszystkie, ale to dosłownie wszystkie parametry są w podłodze. Nie powiem - wystraszyłam się, ale jakimś cudem nie wpadłam w panikę. Nauczona doświadczeniem z oddziału dorosłych w pierwszej kolejności sprawdziłam czujnik, czy aby przypadkiem to on nie wywoływał fałszywego alarmu. Lecz nie tym razem. W milisekundzie dotarło do mnie, że muszę coś zrobić, bo inaczej będzie kiepsko. Wykrzesałam z siebie tyle pewności siebie ile tylko zdołałam.

ja: proszę mi podać maskę i odkręcić tlen, i wezwać dyżurnego
piel.: słucham?!
ja: maskę i tlen proszę!
piel.: ale, że pani doktor mam dać??
ja: a woli pani żeby dziecko nam się udusiło? (tu się lekko zirytowałam - przyznaję)

Po tych słowach dostałam to, co chciałam i zaczęłam wentylować. Cały czas gapiłam się w monitor w duchu modląc się, żeby doktor się koło mnie błyskawicznie zmaterializował. 

Wiecie, zupełnie inaczej jest, gdy załamuje się dorosły człowiek, a zupełnie inaczej, kiedy jest to wcześniak. W pierwszym przypadku znacie dawki podstawowych leków, bo wałkuje się je non stop na studiach i nie ma szans by je pomylić. W drugim zaś wszystko podaje się na kilogram masy ciała, co wymaga znajomości przelicznika. A poza tym dzieci z reguły zatrzymują się w innym mechanizmie niż dorośli i z lekami trzeba poczekać aż się wyrówna tlen. Lecz z tym czekaniem to tez takie proste nie jest, bo człowiek się denerwuje i boi, ponieważ przyzwyczajony jest do szybkiej reakcji na dorosłych oddziałach, a nie do cierpliwego wstrzymywania się. Heh...

Więc mając w świadomości to wszystko - szczelnie trzymam maskę, uparcie wentyluję i skupiam się na małym pacjencie, i jego parametrach.

ja: proszę przygotować zestaw do intubacji
piel.: jaką rurkę pani dać?
ja: trójkę (matko, niech on już przyjdzie, żebym to ja nie musiała tego robić!)

Całe szczęście akcja serca po natlenieniu podskoczyła na tyle, że poczułam małą, bo małą, ale jednak ulgę. Po chwili do sali wpadł lekarz dyżurny, któremu na wydechu zrelacjonowałam co się stało. Zastanowił się, powzdychał, popatrzył przed siebie i zarządził intubację przejmując dowodzenie (dzięki Bogu!). Rach - ciach włożył rurkę i podłączył respirator. Uff...

Po ustabilizowaniu się stanu pacjenta wróciliśmy do dyżurki. Zrobiłam kawę i otworzyłam ptasie mleczko. Czekoladowe rzecz jasna.

dr: no mała, fiu fiu
ja: w sensie?
dr: przeszłaś chrzest bojowy! witam na pokładzie :P 
ja: eee... siemka ;D

22 komentarze:

  1. Gratuluje zachowania zimnej krwi ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli, że dobrze mieć Cię pod ręką? :)
    Aż mam ciarki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pani dochtór ♥ Twoje poczynania czyta się z uśmiechem na ustach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwsze ciężkie przeżycie przeżyte :D Później powinno już być łatwiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za akcją...
    Jestem pod wrażeniem

    Ale inna cześć notki przykuła bardziej moją uwagę

    And the winner is ....
    ......
    "otwieram inkubator, mówię cześć maluszku"

    Aż się uśmiechnąłem , takie wzruszające
    Bo ja lubię dzieci
    Ostatnio z narzeczoną widzieliśmy dziecko przebrane za niedźwiedzia niesione w nosidełku oraz dziewczynkę przy kasie w hipermarkecie mówiącą do książeczki ( przesuwającej się na taśmie) "Książeczko nie uciekaj"
    Normalnie czad

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś się muszę z nimi przywitać, bo tak nieładnie jest podejść i bez słowa się dobierać :P Niektóre mają już imiona, inne nie i trzeba je jakoś personalnie rozróżniać by nie czuły się traktowane przedmiotowo :D

      Twój przykład jest dowodem na to, że dzieci potrafią być przeurocze <3

      Usuń
    2. Bo te małe szkraby to wprost słodziaki są

      Usuń
  6. Jesteś wielka! Trzymam za Ciebie kciuki ;) Wiem, że takich ludzi jak Ty jest mało i każde Twoje "powodzenie" napawa mnie ogromną radością :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejaaaaa jak super ! Nasza czujna, bohaterska Pani Doktor :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna tam bohaterska tylko co najwyżej przeczulona na punkcie świrujących alarmów :P

      Usuń
  8. Ptasie mleczko? Oddaj! ;D

    PS. Wiesz, że jestem z Ciebie baaardzo dumna? ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie oddam i dorzucę Ci 3kg masy ciała gratis, chcesz? :D

      Usuń
    2. Chcee! Dawaj ptasie mleczko! ;D I tak 3 kg nie przytyje od tego ;D

      Usuń
  9. o panie, po bandzie! Normalnie człowiekowi serce przyspiesza tylko jak czyta, a co dopiero musiałaś przeżyć!

    OdpowiedzUsuń