Jakiś cham i prostak zarysował mi samochód. Gwoździem/śrubą/kluczykiem/cholera go wie czym. Mam rysę na jakieś 7 cm długości i lakier zdarty do blachy. Do ży-wej bla-chy! I okropnie to rzuca się w oczy, i godzi w moje poczucie estetyki, i w ogóle wygląda paskudnie... Normalnie szlag mnie trafił w chwili, w której dokonałam tego makabrycznego odkrycia. Mam już w głowie niecny plan na zbrodnie doskonałą (inspiracje czerpałam z zajęć na sądówce) i z zimną krwią ukatrupiłabym gościa, który mi to zrobił gdybym tylko wiedziała kim on jest. Heh...
***