Głośne pukanie do drzwi. Właściwie nachalne pukanie do drzwi. Odrywam się od pediatrycznego marazmu i z niechęcią idę sprawdzić kto ośmielił się zaburzyć mój spokój. Otwieram i widzę przed sobą dość spanikowane sąsiadki.
ona_1: czy u pani się czasem przypadkiem nie przypaliło coś?
(ostatnią rzeczą jaką dziś mogłam przypalić była woda na kawę)
ja: nie, a o co chodzi?ona_2: bo się pali
ja: gdzie się pali?
obie: gdzieś
I w tym momencie poczułam gryzący zapach dymu, a moim oczom ukazał się korytarz wypełniony po brzegi siwą mgłą. Jedyną wskazówką wyniesioną z bhp było trzymanie głowy jak najniżej ziemi, lecz przez to wkuwanie mój kręgosłup kategorycznie odmawiał mi swobodnego schylania się. No cóż - trzeba będzie pomyśleć o jakimś masażyście czy coś...
No dobra, coś jest nie halo, wypadałoby sprawdzić. Nasze piętro zostało szczęśliwie wykluczone. Dziewczyny zeszły niżej i nadal z uporem maniaka pukały do kolejnych mieszkań. Nie wszyscy jednak otwierali (prawdopodobnie dlatego, że nikogo nie było, ale przecież ktoś mógł zasłabnąć i teraz ginie w pożarze spowodowanym przez garnek z zupą), a dym jak był - tak i trwał, i nie sprawiał wrażenia jakby chciał szybko zniknąć. Padła decyzja - dzwonimy po straż. Nie wiadomo co się stało, a licho nie śpi. Niech się tym zajmą profesjonaliści. Laski pochwyciły za telefon, błyskawicznie ubrały kurtki i stwierdziły, że zaczekają przed blokiem.
No dobra, coś jest nie halo, wypadałoby sprawdzić. Nasze piętro zostało szczęśliwie wykluczone. Dziewczyny zeszły niżej i nadal z uporem maniaka pukały do kolejnych mieszkań. Nie wszyscy jednak otwierali (prawdopodobnie dlatego, że nikogo nie było, ale przecież ktoś mógł zasłabnąć i teraz ginie w pożarze spowodowanym przez garnek z zupą), a dym jak był - tak i trwał, i nie sprawiał wrażenia jakby chciał szybko zniknąć. Padła decyzja - dzwonimy po straż. Nie wiadomo co się stało, a licho nie śpi. Niech się tym zajmą profesjonaliści. Laski pochwyciły za telefon, błyskawicznie ubrały kurtki i stwierdziły, że zaczekają przed blokiem.
Luuuz, to ja zostanę i dopiję kawę. Sytuacja nie wydawała mi się krytyczna, nic nie wskazywało na to, iż będzie potrzebna ewakuacja lub coś w ten deseń, pewnie komuś się spaliło ciasto i nie chce się teraz przyznać. Zdarza się, cóż zrobić, taki lajf. Tak to już jest, gdy się mieszka w bloku, kwestia przyzwyczajenia.
Szkoda tylko, że na taki mróz dziewczyny nie założyły cieplejszych butów, w pantoflach pewnie strasznie zmarzły.
Szkoda tylko, że na taki mróz dziewczyny nie założyły cieplejszych butów, w pantoflach pewnie strasznie zmarzły.
Otworzyłam okna, odłączyłam wszystko z kontaktu, wykręciłam bezpieczniki, ubrałam trapery i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. ijo-ijo-ijo Przybyli nasi wybawcy, teraz to oni przejmą dowodzenie, jesteśmy uratowane, gazety będą się rozpisywać o ich bohaterskich wyczynach, a nas jako niedoszłe ofiary pokażą w telewizyjnych migawkach wieczornych programów informacyjnych. Jupi!
(...)
Łup, łup, łup - w tym momencie to już nie kwalifikowało się do pukania - to było walenie do drzwi. Otwieram, patrzę - pan strażak w pełnym bojowym umundurowaniu z hełmem na głowie, butlą na plecach, krótkofalówką przy pasku, megafonem w ręce i niesamowicie ujmującym uśmiechem.
strażak: dzień dobry, czy to pani wzywała straż?
ja: nie :)
strażak: a czy u pani się pali?
ja: nie :)
strażak: aha :)
ja: yhm :)
strażak: to ja już nie przeszkadzam :)
ja: aha :)
strażak: proszę uważać i mieć oczy dokoła głowy ;)
ja: ok :)
ja: aha :)
strażak: proszę uważać i mieć oczy dokoła głowy ;)
ja: ok :)
Heh, faceci w mundurach... mmmmm ^^
Po około 30 minutach gruntownego sprawdzania piętra po piętrze, mieszkania po mieszkaniu, przeczesania piwnic i parkingu podziemnego pojawił się dowódca jednostki, i uroczyście oświadczył, iż zagrożenia nie ma, pożaru nie wykryto, sprawców nie odnaleziono, zalecając przy tym monitorowanie oraz baczną obserwację otoczenia na wypadek powtórnego pojawienia się dymu. Strażacka ekipa rozpłynęła się w powietrzu, sąsiedzi powoli powracali do swoich zajęć, a ja z nieukrywaną niechęcią usiadłam na łóżku i otworzyłam podręcznik do bejbów.
Po około 30 minutach gruntownego sprawdzania piętra po piętrze, mieszkania po mieszkaniu, przeczesania piwnic i parkingu podziemnego pojawił się dowódca jednostki, i uroczyście oświadczył, iż zagrożenia nie ma, pożaru nie wykryto, sprawców nie odnaleziono, zalecając przy tym monitorowanie oraz baczną obserwację otoczenia na wypadek powtórnego pojawienia się dymu. Strażacka ekipa rozpłynęła się w powietrzu, sąsiedzi powoli powracali do swoich zajęć, a ja z nieukrywaną niechęcią usiadłam na łóżku i otworzyłam podręcznik do bejbów.
Prawdziwa z Ciebie Medyczka - z nosem w książce nawet w stanie zagrożenia zdrowia lub życia ;) :)
OdpowiedzUsuńgrunt to odpowiednie życiowe priorytety :P
UsuńTaak priorytety są bardzo wazne, dajmy na to czytanie o pożarze zamiast ciśnięcie do koła z diaglabów. ^^
OdpowiedzUsuńpHi
myślę, iż ewentualne postępowanie w czasie teoretycznego pożaru bardziej Ci się przyda ;p
Usuń"wszystko ma swoje priorytety", włącznie z pedami :D
OdpowiedzUsuńco z tymi mundurami jest, że one działają tak...ahh, i tak wszyscy wiedzą jak :D
mundury są idealnym obiektem skrywanych westchnień ;D
UsuńNa mnie o dziwo strażacy ani policjanci nie działają, nie wiem czemu :P
OdpowiedzUsuńbo Em. Ty to jesteś jedyna i niepowtarzalna w swoim rodzaju! nawet bladym świtem uwielbiasz wstawać ;D
UsuńMoja szkoła podstawowa (chodziłam jeszcze do 8-klasowej) mieściła się blisko jednostki wojskowej (już nieistniejącej). Ileż tam nastolatek wyczekiwało na długich przerwach! Ja też, a co! Tyle fanek, co nasi żołnierze z sąsiedztwa, to chyba nikt z wojskowych nie miał ;)
OdpowiedzUsuńach te wspomnienia :)
Usuń