when there's no freaking cardiac output!

niedziela, 28 października 2012

ups! coś nam wypadło...

Wyobraźmy sobie, czysto hipotetycznie oczywiście, że pracujemy w szeroko pojętym transporcie medycznym. Mamy na sobie czerwone wdzianko z odblaskami, błyszczący ambulansik czeka na nas zaparkowany przed szpitalem, a naszym zadaniem jest odstawienie starszego pana do domu. Wyobraziliście sobie to już? Tak? No to lecimy dalej. Pacjent został bezpiecznie zapakowany do pojazdu, kierowca odpalił silnik, wszystkie dokumenty mamy spakowane i ruszamy w drogę. Jedziemy sobie spokojnie, bez włączonej dyskoteki na dachu, prowadzimy ze współtowarzyszem podróży lekką pogawędkę po czym docieramy pod wskazany przez dyspozytora adres. Otwieramy drzwi karetki, wyciągamy pacjenta przypiętego pasami na krzesełku, namierzamy właściwą klatkę schodową by w efekcie nacisnąć przycisk domofonu. Odbiera kobieta, prawdopodobnie żona wiezionego przez nas pana, my się przestawiamy i zostajemy wpuszczeni do środka. Wszystko dotychczas przebiega standardowo. Do czasu... I tu następuje kulminacyjny moment wyobrażanej sobie przez nas sytuacji. Krzesełko z pacjentem się przechyla i niespodziewanie uderza o ziemię. Łuuup! W konsekwencji starszy pan ma rozbitą głowę, a my problem do rozwiązania. Co byście drodzy Czytelnicy zrobili?


a) fachowo zaopatrzyli gościa i zgodnie z medycznymi przesłankami profilaktycznie zabrali go na sor celem sprawdzenia czy nic mu się przez przypadek nie stało, wszak przezorny zawsze ubezpieczony i trzeba dmuchać na zimne;

b) prawie fachowo zaopatrzyli gościa i z krwawiącą raną zostawili w domu zgodnie z zasadą, iż każdy krwotok kiedyś ustanie;

c) rozglądnęli się na prawo i lewo, upewniwszy się, że nikt was nie widział w tej dalece niekomfortowej sytuacji, przyłożyli gazik do rany, i jak gdyby nigdy nic kontynuowali wnoszenie dziadzia po schodach, a żonie na odczepnego rzucili tekstem, że pan sam sobie zrobił kuku, i nic tu po was, i do widzenia pani;

No bo kto niby udowodni wam winę? Ewentualnych świadków brak, zeznania macie perfekcyjnie uzgodnione, pacjent sam się na was nie poskarży. Zero podejrzeń, zero strachu. Jednak upierdliwa żona zawiadamia prokuraturę, ponieważ twierdzi, że dziadziuś sam sobie krzywdy by nie zrobił i szuka winnych.  I drąży temat z uporem maniaka. Składacie wyjaśnienia i myślicie, że już wszystko za wami, i nic wam nie zrobią, bo dowodów nie ma, gdy ni stąd, ni zowąd oskarżyciel bezczelnie wymachuje wam przed oczami nagraniem z monitoringu umieszczonego na klatce schodowej. I szyderczo się śmieje, gdyż całkowicie zniweczył waszą linię obrony. Momentalnie jesteście w czarnej dziurze by nie powiedzieć dosadniej. Rach ciach zostajecie zawieszeni w pracy by na koniec utracić ją całkowicie. 

Smutne? Niemożliwe? Takie sytuacje się nie zdarzają? Bzdura. Niestety złe rzeczy dzieją się od czasu do czasu wśród nas. Odsyłam tu. Jak zwykle paskudny tevałen nagłośnił i rozdmuchał sprawę, i zagrał kierowcom medycznym na nosie. Szkoda tylko, że przez nieostrożność innych cierpi pacjent i ogólna społeczna opinia dotycząca panów w czerwonym kubraczku.




5 komentarzy:

  1. Jak w każdym zawodzie, ogólna opinia jest i będzie psuta przez pojedyncze naganne przypadki, które wyrabiają średnią 'buractwa' ponad normę.

    W tym przypadku mimo wszystko uważam, że źle zrobili. Ten dziadek pierdzielnął jednak porządnie, biorąc pod uwagę jego sztywność i jeszcze siłę wózka który go popchnął. Drugą sprawą jest to, czy po przyjęciu na SOR ktokolwiek zająłby się nim w odpowiednim tempie. Trzecią sprawą jest to, że TVN i inne 'cudowne' stacje zawsze przedstawiają wszystko czysto stronniczo i dramatycznie, nawet z ataku zimy potrafią zrobić dramaturgię skali światowej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. co do soru to nie nam rozstrzygać w tej chwili czy tam zajęliby się nim odpowiednio szybko, czy też i nie, bo to temat na zupełnie oddzielną dyskusję;

      osobiście uważam, że obowiązkiem tych panów było przekazanie pacjenta, którego sami zepsuli na sor, a nie chowanie głowy w piasek i udawanie, że wszystko jest cacy;
      w końcu po to są opracowywane jakieś tam standardy postępowania by jako tako się ich trzymać, a nie uprawiać wolną amerykankę ;)

      Usuń
    2. Dokładnie, zwłaszcza, że to nie było uderzenie, tylko, umówmy się, porządne pier*olnięcie człowiekiem o terakotę. Grunt to przyznać się do własnych błędów :/

      Usuń
  2. Tutaj myślę, że sprawa jest na tyle jasna, by móc ją oceniać. Niedopełnienie obowiązków.

    OdpowiedzUsuń