when there's no freaking cardiac output!

poniedziałek, 5 listopada 2012

everything changes...

Czasami jest tak, że kogoś długo nie widzimy i zupełnie nie odczuwamy jego braku. 

Znów innym razem kogoś nam brakuje i niby na co dzień funkcjonujemy tak jak zawsze, niby jest normalnie, lecz jednak odczuwamy swoistą pustkę. Bo byliśmy przyzwyczajeni do danego standardu, do jakiejś tam rutyny, a teraz ów standard rozpłynął się w powietrzu i przestał istnieć. Wtedy reorganizujemy sobie codzienność. Trochę to trwa, bo jest to proces ciągły. Po drodze zaliczamy drobne wpadki, uczymy się na błędach, wyciągamy wnioski, gromadzimy doświadczenia, lecz dzielnie maszerujemy do przodu, ponieważ naturalną koleją rzeczy jest chęć pozbierania się do kupy i ogarnięcia samego siebie. Potem nadchodzi charakterystyczny moment rozgraniczenia przeszłości od tego, co jest tu i teraz. Za pomocą wirtualnego markera malujemy za sobą grubą krechę i przestajemy oglądać się w tył. Było - minęło, coś się skończyło, ale coś nowego właśnie się rozpoczyna. Pojawia się nadzieja i delikatnie migoczący uśmiech na twarzy. Pogodnie spoglądamy w przyszłość.


Są też i takie sytuacje, iż ktoś stopniowo znika z naszego życia dając nam czas do oswojenia się z tym faktem by zupełnie niespodziewanie pojawić się w innych okolicznościach, w nieznanej nam dotychczas roli, i tak już pozostać. Jesteśmy zdziwieni, gdzieś tam w głębi siebie się cieszymy, gdyż odzyskaliśmy utracony kontakt i koniec końców dostosowujemy się do bieżących warunków. Wszystko wokół nas jest plastyczne i chcąc nie chcąc wszystko się zmienia. Zmieniamy się również i my. Dorastamy, dojrzewamy, modyfikacji ulega nasz punkt postrzegania świata. Nikt z nas nie chce się cofać, każdy pragnie się rozwijać, zaliczać kolejne levele życiowej gry. Teraźniejszość już nie wróci. Możemy zachowywać się asekuracyjnie, do wszystkiego podchodzić z dużym dystansem, po chłodnej analizie, lecz możemy również ryzykować i starać się ugrać więcej. Chyba kluczem do sukcesu jest uświadomienie sobie tego zjawiska. W sumie każdy z nas to wie, przynajmniej w teorii rozumie, ale czasami mam wrażenie, iż z akceptacją jest już ciut gorzej. Na coś się godzimy, którąś wersję wybieramy i takie też życie prowadzimy. Decyzja należy do nas - z jednej strony spokój oraz niemalże całkowita przewidywalność, a z drugiej emocjonalny roller coaster.




4 komentarze:

  1. bardzo filozoficznie, to chyba pogoda powoduje takie twory :) ale jest to twór bardzo, baaardzo prawdziwy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, tak - pogoda - jakżeby inaczej ;)

      u mnie dziś lało od rana do późnego popołudnia, więc to wszystko wina niskiego ciśnienia i hipoglikemii przedobiadowej :P

      Usuń