Urologia to taka dość specyficzna dziedzina. Nie wszyscy ją lubią, chirurdzy ogólni średnio tolerują, pacjenci omijają szerokim łukiem, bo to są wstydliwe rzeczy, a o takich nikomu się nie mówi. Bo to że ojciec/matka ewentualnie dziadek/babka miał/miała kłopoty z pęcherzem, zapaleniem cewki, kamicą nerkową czy tam ogólnie pojętym układem moczowo - płciowym to normalka i tak ma być. Po co w ogóle komuś zawracać tym głowę.
Mnie jednak do gustu urologia przypadła. Całkiem fajna jak na zabiegówkę, a harówka na bloku wydaje się być ciut mniejsza niż na czysto chirurgicznym oddziale. I być może nawet bym ją zaczęła rozważać jako przyszłą drogę życiową gdyby nie fakt, iż jeszcze nigdy nie spotkałam kobiety urologa to raz. A dwa - zakładając, iż chorego faceta już faktycznie mocno przyprze do muru i pójdzie do doktora to raczej nie wybierze baby, bo nie będzie się jej przecież zwierzał ze swoich eee prostatowych i jakże męskich problemów. C'nie? No, więc wielkiej kariery bym nie zrobiła :P A szkoda ^^
***
Akcja dzieje się w gabinecie zabiegowym. Na sali leży starszy wiekiem pan pacjent. Warto dodać, że leży na takim męskim fotelu ginekologicznym, rozebrany i znieczulony od pasa w dół, anestezjolog poprzypinał mu różne kabelki, przez podłączone do niego rurki lecą sobie jakieś tam płyny. Na sali obecny jest już doktor wykonujący zabieg, doktor go nadzorujący, pielęgniarka, instrumentariuszka i jeszcze do kompletu przyplątał się świeżo upieczony stażysta. Wszystko gotowe. Można zaczynać.
Wtedy wchodzimy my - studenci. Sztuk dziesięć. Ustawiamy się pod ścianą by nikomu nie przeszkadzać i intensywnie wpatrujemy się w pana pacjenta. Dziesięć par wygłodniałych wrażeń oczu. Nie potrafię sobie wyobrazić jak on się wtedy poczuł, lecz monitory mówiły same za siebie. Wskaźniki podskoczyły, cyferki poszły w górę, co by tu dużo gadać - zdenerwował się chłopina i tyle. Pewne jest, iż powszechnie rozumianego komfortu to on nie miał.
Tak czy siak, zabieg miał polegać na rozkruszaniu kamienia zlokalizowanego w pęcherzu. Doktor powpychał przez cewkę moczową do środka dziwne prowadniki po czym włożył takie sprytne coś, co kształtem przypominało pręt zakończony wysuwającym się ostrzem. Wycelował w kamień i oniemieliśmy z zachwytu. Nawet wyrwało nam się takie zbiorowe łaaał! Narzędzie imitowało dźwięk wiertarki (robiło głośne rrrrrrrrr), a na monitorze dawało to obraz strzelania z karabinu! Zupełnie jakbyśmy obserwowali grę na kompie ;)
dr: widzicie państwo, tak się bawią duzi chłopcy! pif-paf i po kamyczku! xD
a ja poznałem rezydentkę z urologii. nawet dwie. Ta pierwsza powiedziała, że interesuje ja zabiegówka, ale chirurgia jest ciut za ciężka. CO jeden lekarz skwitował: chcesz mieć interes w reku znaczy się :D
OdpowiedzUsuńmnie właśnie o ten interes się rozchodzi xD
Usuńna miejscu pacjenta to bym chyba na miejscu zeszła: raz, że hałastra studentów się gapi na rozebranego człowieka, a dwa, że ktoś mu wierci w pęcherzu moczowym (sorry, ale ja na słowo "wiertarka" mam tylko jedno skojarzenie :P
OdpowiedzUsuńehe, dzielny rurownik mu zejść nie pozwolił :P
Usuńmnie tam wiertarka kojarzy się z sąsiadami nie wiedzieć czemu ^^
Ja znam kobietę-ordynatora na oddziale urologii - jakby to powiedzieć, trzyma wszystkich lekarzy i pacjentów w garści :D
OdpowiedzUsuńtrzeba umieć się w życiu ustawić :P
UsuńNie zsikał się czasem ze stresu?
OdpowiedzUsuń:P
ze stresu? gdzież tam! przecież cały czas wspaniale się bawił! ;D
Usuń