when there's no freaking cardiac output!

środa, 25 lipca 2012

mali pacjenci

Praktyki trwają w najlepsze. Jestem obecnie na neurologicznych bejbach i padaczek mam już po dziurki w nosie. Dzieci są tutaj kierowane z powodu omdleń, chwilowych utrat przytomności, bólów głowy, autyzmu, napadów drgawek, upośledzenia, mózgowego porażenia i innych zaburzeń rozwojowych. Nie brakuje też rzadkich chorób, chociażby mukopolisacharydozy albo zespołu Sturge'a-Webera. Jest również chłopiec z nieustannie tykającą bombą w głowie, czyli z ogromnym nieoperacyjnym tętniakiem, który oplata mu móżdżek i pień mózgu. W każdej chwili może pęknąć, nie da się przewidzieć kiedy, a gdy do tego dojdzie nie będzie co zbierać, słowem jedna wielka tragedia.

Przez ostatni tydzień niemalże non stop zastanawiałam się czy aby na pewno nadal chcę zostać pediatrą. Nie przeczę, iż wciąż mi się to podoba, bo dzieci bada się trudno, jeszcze trudniej uzyskać od nich niezbędne informacje, a cały proces rozkminiania co im może być przypomina zabawę w Sherlocka Holmesa, lecz jest jedno "ale". Ich Rodzice. Jestem w stanie zrozumieć, iż są przerażeni faktem, że maleństwo wylądowało w szpitalu, że coś złego mu się dzieje, że oni sami nie są w stanie mu pomóc, że stracili kontrolę nad sytuacją, że chcą dla niego jak najlepiej. To wszystko jest przecież jak najbardziej normalne, miłość rodzica do dziecka jest potężna. Jednak niektórzy doprawdy przechodzą samych siebie.

Przykłady:
- a kiedy będą wyniki Jasia?
- dopiero państwo zostali przyjęci, nie pobraliśmy mu jeszcze żadnych badań
- no to kiedy będą te wyniki ja się pytam?!


- moje dziecko nie dostało dziś nic do jedzenia!
- pani córka musi dziś być na czczo do badań
- na wszystkim oszczędzacie! nawet na jedzeniu dla dzieci! skandal!


- a dlaczego pobieracie mu aż tyle krwi?! jedna probówka by w zupełności wystarczyła proszę pani!


- jakim prawem moja Ania nie ma osobnej sali?
- nie ma obecnie takiej możliwości proszę pana
- a pani w ogóle wie kim ja jestem?! chcę rozmawiać z dyrektorem!


Tego typu sytuacje można by przytaczać bez końca. Heh, przede mną trudny orzech do zgryzienia. Chociaż muszę przyznać, że niesamowicie dużo satysfakcji daje widok radosnego dziecka psocącego wesoło oraz jego rodziców, którzy z malującą się na twarzy ulgą przemieszaną z uśmiechem opuszczają oddział i wracają do domu. 

12 komentarzy:

  1. O kurczę! Podziwiam jeśli naprawdę podoba Ci się pediatria - ja jej nie cierpię ;] a rodzice to już w ogóle.. można nerwy stracić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jedyne co mnie w pediatrii przeraża to właśnie rodzice; jakkolwiek nie widzę się nigdzie indziej, tylko w pediatrii. :)

      Usuń
    2. od zawsze o niej myślałam :) a od pewnego czasu kusić mnie zaczęła anestezja i jestem rozdarta ;p

      Usuń
  2. Z rodzicami tak jest wszędzie.
    Ja pracuję jako gł.księgowa/kadrowa i dodatkowo mam też wiele pracy z młodocianymi pracownikami. Najgorszy czas w roku to (dla mnie) wcale nie koniec kwietnia, kiedy to zamyka się rok podatkowy i roboty jest po pachy.
    Najgorszy okres to końcówka wakacji, kiedy trzeba podpisać umowy o praktyki z nowymi uczniami. Kilka dni przed umówionym spotkaniem (jedno dla wszystkich rodziców/uczniów) dopada mnie stres, bo nie wiem, ile moje nerwy wytrzymają.
    I choć moja praca nie jest aż tak bardzo odpowiedzialna - ja nie odpowiadam właściwie za życie młodych ludzi (poniekąd) - to jednak i tutaj bywają chwile, kiedy mam ochotę zamordować rodziców.
    Przykład:
    - Dlaczego praktyki zaczynają się o 8.00? Mój syn dojeżdża.
    - Gdzie Państwo mieszkacie? Poza miastem, gminą?
    - Nie, no, w centrum (oburzona; siedziba naszej firmy to 15 minut jazdy autobusem MZK, jeżdżącym co 20 minut)
    - To uczeń może spokojnie wstać o 7.30 rano, zjeść śniadanie, ogarnąć się i zdąży dojechać.
    - Ale on bywa zmęczony, nie może przyjeżdżać na 10.00?
    - Przykro mi, ale nie. Wyjątki możemy zrobić dla uczniów mieszkających poza gminą/powiatem.
    - A czy ta praktyka jest męcząca?
    - Zależy, co Pani ma na myśli mówiąc "męcząca".
    - Bo syn się męczy. Nie życzę sobie, by chodził zmęczony całymi dniami...
    * * * * *
    I tak bez końca.
    Jeden rodzic (ojciec) spytał nawet, czy my tu nie stosujemy "fali" (jak w wojsku). Bo "słyszał, że na praktykach z zawodówek, to się znęcają nad uczniami".
    A rodziców typu "Pani chyba nie zdaje sobie sprawy, kim ja jestem i kogo znam" mam co roku na pęczki. Nauczyłam się trzymać wtedy nerwy na wodzy i odpowiadać uprzejmie, acz dobitnie: "Nie, niestety nie wiem, rozmawiam z Panią/Panem pierwszy raz. Z drugiej strony... Pani/Pan też nie wie, kim ja jestem i kogo znam..."
    * * * * *
    Kiedyś myślałam o pójściu na medycynę. Czytuję sobie ten blog od jakiegoś czasu i... dobrze, że jednak nie poszłam. Nie dałabym rady. Podziwiam ludzi, którzy czują powołanie do tak odpowiedzialnego zawodu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. witam w swoich skromnych progach i ślicznie dziękuję, że tu wpadasz :))) jest mi niezmiernie miło ^^

      heh, cierpliwość to cnota - tak przynajmniej mówią ;p
      w rozmowach z rodzicami oprócz empatii kluczem do sukcesu jest właśnie owa cierpliwość ;>
      lecz przyznaję, iż czasami utrzymanie wewnętrznej równowagi jest nie lada wyzwaniem ;)

      Usuń
  3. Nie masz w takich chwilach pawulonu pod ręką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "cholera pavulon się skończył!" ;]
      wiedziałam, że czegoś mi brakuje w kieszeni ;p

      http://www.youtube.com/watch?v=dAfzB0VVrxM

      Usuń
  4. Rodzice to zgroza...Najgorsze jest to, że gdy oni sami wprowadzają nerwową atmosferę takimi sytuacjami jak wymieniłaś, to ten stres i napięcie przekłada się też na pociechy, które i tak mają wystarczająco dość wrażeń od samego pobytu w szpitalu...
    :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie tak;
      zachowanie dzieci jest poniekąd odbiciem stanu emocjonalnego rodziców, jak matka jest wnerwiona, to bejbik z reguły się drze ;>

      a jak już jeden bejbik na sali się drze, to drą się wszystkie pozostałe ;p ot, reguła tłumu ;D

      Usuń
    2. Oooo tak, efekt 'domino' to cudowna sprawa. Zwłaszcza na salach poporodowych ;-)

      Usuń
  5. no niestety rodzice są jacy są... ale ja sobie cały czas powtarzam, że wyzwania są fajne, a rozmowa z nimi to z pewnością wyzwanie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. yhm:)
      wyzwania, wyzwaniami, ale czasami, gdy się z nimi rozmawia ma się wrażenie jakby się waliło głową w mur :1

      Usuń