when there's no freaking cardiac output!

wtorek, 31 lipca 2012

kici-kici

12:00 w południe. Temperatura powietrza około 28 stopni. Cisza, spokój, moich współpracowników opanował lekki marazm. Nagle ni stąd, ni zowąd w sklepie materializuje się pewien pan. Jest nowy na dzielni, nigdy wcześniej go nie widziałam. Wyróżnia go zarówno gestykulacja, kolorowe łaszki jak i zawadiacko noszona kaszkietówka na głowie. Jednak od razu widać, iż ma charakterystyczną wspólną cechę z innymi żulami, mianowicie dość frywolny chód (coś w stylu - uwaga, uwaga - wykonuję niewidzialny slalom między pachołkami! idęęęę! z droooogi! i łup w nieistniejący słup!). Jak łatwo można przywidzieć kupuje napoje %. 

Wtem słychać dzwonek jego telefonu...

   haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa! haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa! 
pan żul: (banan_na_twarzy)
   haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa! haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa!
pan żul: fajny mam dzwonek, nieeee?
ja: no, no, świetny jest :]
pan żul: zajebisty proszę pani!
ja: :D
pan żul: to moja żona, ta kicia znaczy się, dzwoniła;
              bo wie pani, ona to taka zajebiście zajebista jest w tych sprawach 
ja: :D
pan żul: ja to bym pani poopowiadał więcej, ale się stara drzeć będzie, że nie odbieram... wie pani jak to jest z babami, c'nie? noooo, to przy okazji pogadamy ;>
ja: :D



czwartek, 26 lipca 2012

teatrzyk

Scenka rodzajowa. Udział biorą:
- ja w roli obserwatora,
- doktor prowadzący,
- rodzice: matka lat 18, ojciec-21

dr: (...) przyjmujemy w zaistniałej sytuacji Państwa synka na oddział
mama: możemy zostać przy dziecku?
dr: tak, w dzień możecie Państwo być oboje, na noc z małym może zostać tylko jeden rodzic; proponuję by dziś była to Pani, ponieważ dziecko będzie spokojniejsze
tata: a nie możemy oboje tu nocować?
dr: nie
tata: no ale jak to tak?! ja nie zasnę bez żony! odzwyczaiłem się! (foch)
dr: to śpij Pan z misiem!
ja: (poker_face)

środa, 25 lipca 2012

mali pacjenci

Praktyki trwają w najlepsze. Jestem obecnie na neurologicznych bejbach i padaczek mam już po dziurki w nosie. Dzieci są tutaj kierowane z powodu omdleń, chwilowych utrat przytomności, bólów głowy, autyzmu, napadów drgawek, upośledzenia, mózgowego porażenia i innych zaburzeń rozwojowych. Nie brakuje też rzadkich chorób, chociażby mukopolisacharydozy albo zespołu Sturge'a-Webera. Jest również chłopiec z nieustannie tykającą bombą w głowie, czyli z ogromnym nieoperacyjnym tętniakiem, który oplata mu móżdżek i pień mózgu. W każdej chwili może pęknąć, nie da się przewidzieć kiedy, a gdy do tego dojdzie nie będzie co zbierać, słowem jedna wielka tragedia.

Przez ostatni tydzień niemalże non stop zastanawiałam się czy aby na pewno nadal chcę zostać pediatrą. Nie przeczę, iż wciąż mi się to podoba, bo dzieci bada się trudno, jeszcze trudniej uzyskać od nich niezbędne informacje, a cały proces rozkminiania co im może być przypomina zabawę w Sherlocka Holmesa, lecz jest jedno "ale". Ich Rodzice. Jestem w stanie zrozumieć, iż są przerażeni faktem, że maleństwo wylądowało w szpitalu, że coś złego mu się dzieje, że oni sami nie są w stanie mu pomóc, że stracili kontrolę nad sytuacją, że chcą dla niego jak najlepiej. To wszystko jest przecież jak najbardziej normalne, miłość rodzica do dziecka jest potężna. Jednak niektórzy doprawdy przechodzą samych siebie.

Przykłady:
- a kiedy będą wyniki Jasia?
- dopiero państwo zostali przyjęci, nie pobraliśmy mu jeszcze żadnych badań
- no to kiedy będą te wyniki ja się pytam?!


- moje dziecko nie dostało dziś nic do jedzenia!
- pani córka musi dziś być na czczo do badań
- na wszystkim oszczędzacie! nawet na jedzeniu dla dzieci! skandal!


- a dlaczego pobieracie mu aż tyle krwi?! jedna probówka by w zupełności wystarczyła proszę pani!


- jakim prawem moja Ania nie ma osobnej sali?
- nie ma obecnie takiej możliwości proszę pana
- a pani w ogóle wie kim ja jestem?! chcę rozmawiać z dyrektorem!


Tego typu sytuacje można by przytaczać bez końca. Heh, przede mną trudny orzech do zgryzienia. Chociaż muszę przyznać, że niesamowicie dużo satysfakcji daje widok radosnego dziecka psocącego wesoło oraz jego rodziców, którzy z malującą się na twarzy ulgą przemieszaną z uśmiechem opuszczają oddział i wracają do domu. 

niedziela, 22 lipca 2012

handel po godzinach

Student od czasu do czasu dorobić do kieszonkowego musi. Z tego też powodu tradycyjnie jak co roku zatrudniłam się w zaprzyjaźnionym sklepie. Wszyscy mnie tu znają, a okoliczna żuleria traktuje jak równego sobie zioma.

Przekrój przez robiące zakupy społeczeństwo jest ogromny, począwszy od dobrze sytuowanych, wypsikanych panów oraz chwiejące się na horrendalnych szpilkach panie, poprzez klasę średnią aż po ludzi liczących się z każdym groszem kupujących tylko najistotniejsze produkty, a skończywszy na zaniedbanych dzieciach przybiegających kilka razy dziennie z uzbieranymi groszówkami z nadzieją w oczkach, że im na cokolwiek wystarczy. Różnorodność na każdym kroku, do wyboru do koloru.

Na oferty matrymonialne również narzekać nie mogę, gdyż średnio na jeden dzień przypada dwie propozycje ożenku od znawców szeroko pojętego tematu "kobiety", czyli prostych chłopów gustujących w tanich i dobrych winach. Wiadomo przecież powszechnie, że urodę płci pięknej doceni zawsze i wszędzie pan budowlaniec oraz właśnie wyżej wymieniony żulus pospolitus. Także przynajmniej przez miesiąc mogę czuć się niemalże non stop niczym Miss Lokalnej Dzielni. 

***

ja: dzień dobry
pan żul: ooo! witam, witam małą panią kierowniczkę! na rok pani nam przepadła! 
ja: yhm :)
p.ż.: ja to standardowo poproszę dwa piwka; 
       wpadnie doktoreczka do nas na bibę po pracy?
ja: 4,68 poproszę; 
     no nie bardzo, jutro na 7:00 muszę być w szpitalu
p.ż.: heh, wdraża się juz pani do systemu
ja: ?
p.ż.: no w sensie, że już na dwa etaty pani ciągnie - jak na porządnego polskiego lekarza przystało 
ja: xD

***

3latka: a pse paniii, a jest kasa dla gołębów?
ja: tak, o tam na półeczce stoi
3latka: tatusiu, taaa-tuuu-siuuu! daj pani pieniażka!
tatuś: ach te kobiety! od małego nic tylko kasa im w głowie ;p

***

około 22:00 tuż przed zamknięciem
pan x: bry wieczór
ja: dobry wieczór
pan x: ja bardzo przepraszam, ale deczko pijany jakby jestem, c'nie?
ja: :]
pan x: no bo babie się qrwa - o sorry kochanieńka!, zachciało chlać to żem do pani przyszedł, to mi pani coś dla niej da, co bym święty spokój w chałupie miał

środa, 11 lipca 2012

rozmówki

podczas przyjęcia na oddział
- proszę pani, bo ja to mam takiego tumora w brzuchu, o tu mi doktór napisał na karteczce co bym nie zapomniała, bo głowa już nie ta (nabazgrolone jak kura pazurem drukowanymi literami TUMOR)
- yhm... (czekam na ciąg dalszy)
- no i ten doktór, święty człowiek ja pani mówię, kazał mi tu przyjść żeby tego tumora wyciąć, bo to cholerstwo straszne ponoć jest
-  taaa?
- no, no! no ja pani mówię! prawda najświętsza! no więc ja spakowała się i pierwszym pekaesem przyjechała, i niech pani mnie tnie!
- ?
- (na cały korytarz) w imię Ojca i Syna! niech mnie pani TERAZ tnie, bo ja czasu ni mom, bo w polu robić trza, a chłop zapity leży! 

***

trakt operacyjny
Pacjentka w trakcie przewożenia z sali operacyjnej na pooperacyjną ni stąd ni zowąd zaczęła mieć dość poważne problemy z oddychaniem. Anestezjolog, który od rana był w świetnym humorze, podczas wentylowania jej na maskę zaczął wesoło nucić pod nosem "ah, ha, ha, ha stayin' alive, stayin' alive!"  
;D

***

Szef do rezydenta: pan, panie doktorze jest ginekologiem! Na kobiety patrzy pan od pasa w dół i tylko za pieniądze, pan sobie to zapamięta! 
;]



środa, 4 lipca 2012

i po sesji!

Egzaminy za mną. Sama nie wiem jak to się stało, ale udało mi się je przeżyć bez jakiś większych strat. Dwa semestry z zakazów ogarnęłam w dwa dni, jakim cudem - nie mam bladego pojęcia, ważne, że się udało. Na sam koniec poszły immuny. Komóreczki, markery, znaczniki, elisy, czyli rzeczy, których nie rozumiałam nigdy i nadal nie czuję się komfortowo  poruszając się w tej tematyce. Ale poszło całkiem ładnie, aż sama byłam zaskoczona rezultatem.

Od poniedziałku urzęduję na praktykach. Pracy jest mnóstwo, załoga przyjaźnie nastawiona i chętna do współpracy. Dziś dopiero był trzeci dzień, a udało mi się już poprzyjmować pacjentki, zlecać badania, poszaleć w ambulatorium, zaczepić się o blok i posiedzieć na porodówce.

***

idąc korytarzem...
- a proszę paniiii! paaaani doooktooor!
- słucham? o co chodzi?
- a nic, tak tylko mi się nudzi i chciałam pogadać
;]

podczas pobierania krwi...
- będzie bolało?
- postaram się by zrobić to najdelikatniej jak się tylko da
- ale ja mam takie kruche żyły... a może zawoła pani kogoś starszego?
- jeśli zajdzie taka konieczność, to kogoś poproszę
- ała, ałaa, ałaaa!
- przecież pani nawet nie dotknęłam!
- bo ja mam niski próg odczuwania bólu i czuję na odległość
o.O

zbierając wywiad...
- przyjmuje pani jakieś leki na stałe?
- yhm
- jakie?
- mam zieloną dmuchawkę na płuca, takie żółte małe tabletki rano i wieczorem, białe z przedziałką, no wie pani - te od ciśnienia i jeszcze takie poszatkowane na cztery części, ale koloru za cholerę sobie nie przypomnę!
normalnie extra...