12:00 w południe. Temperatura powietrza około 28 stopni. Cisza, spokój, moich współpracowników opanował lekki marazm. Nagle ni stąd, ni zowąd w sklepie materializuje się pewien pan. Jest nowy na dzielni, nigdy wcześniej go nie widziałam. Wyróżnia go zarówno gestykulacja, kolorowe łaszki jak i zawadiacko noszona kaszkietówka na głowie. Jednak od razu widać, iż ma charakterystyczną wspólną cechę z innymi żulami, mianowicie dość frywolny chód (coś w stylu - uwaga, uwaga - wykonuję niewidzialny slalom między pachołkami! idęęęę! z droooogi! i łup w nieistniejący słup!). Jak łatwo można przywidzieć kupuje napoje %.
Wtem słychać dzwonek jego telefonu...
haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa! haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa!
pan żul: (banan_na_twarzy)
haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa! haaaalo, to jaaaaa! twoja kiiiiciaaa!
pan żul: fajny mam dzwonek, nieeee?
ja: no, no, świetny jest :]
pan żul: zajebisty proszę pani!
ja: :D
pan żul: to moja żona, ta kicia znaczy się, dzwoniła;
bo wie pani, ona to taka zajebiście zajebista jest w tych sprawach
pan żul: to moja żona, ta kicia znaczy się, dzwoniła;
bo wie pani, ona to taka zajebiście zajebista jest w tych sprawach
ja: :D
pan żul: ja to bym pani poopowiadał więcej, ale się stara drzeć będzie, że nie odbieram... wie pani jak to jest z babami, c'nie? noooo, to przy okazji pogadamy ;>
pan żul: ja to bym pani poopowiadał więcej, ale się stara drzeć będzie, że nie odbieram... wie pani jak to jest z babami, c'nie? noooo, to przy okazji pogadamy ;>
ja: :D