when there's no freaking cardiac output!

piątek, 22 czerwca 2012

2 z 2

Interna szczęśliwie za mną. Piękna ocena z egzaminu praktycznego bardzo połechtała moje ego. Mimo to pacjenci są dziwni...

(...)
- a leczy się pani na coś przewlekle?
- nie
- a nadciśnienia pani nie ma?
- no mam, od 20 lat przyjmuje proszki
- o.O

- miała pani jakieś operacje?
- nie
- a ta blizna na szyi to po czym jest?
- no bo wycięli mi przytarczyce parę ładnych lat temu
- czyli jednak operacja była… ;>    
  (no pięknie)

(widząc kolejną bliznę w wiele mówiącym miejscu)
- a proszę mi powiedzieć czy wyrostek robaczkowy pani posiada?
- usunęli mi go jak jeszcze w podstawówce byłam
- o.O

- a ta wysypka, którą ma pani na rękach od początku tak wyglądała?
- bo wie pani, na początku to ona była taka mocno czerwona, no wie pani, taka sina, znaczy się blada, taka czerwona, że aż blada
- o.O

ba-dum tss... wprost kocham rozmawiać z ludźmi…

środa, 20 czerwca 2012

i kolejny za mną


I po drugim egzaminie. Zdążyłam już lekko ochłonąć z emocji. Trochę przynajmniej. Teraz się intensywnie nawadniam PWE, gdyż odczuwam ubytek płynów w przestrzeni pozakomórkowej. ;>

Sam test był trudny, trudniejszy niż interna, mimo że materiału było relatywnie mniej. Odpowiedzi podchwytliwe, trzeba było uważać dosłownie na wszystko, na jednostki, przecinki, wartości, zakresy norm. I te wszechobecne pytania o testy, jak się zastosuje test odwodnieniowy mając moczówkę prostą pochodzenia centralnego to w rezultacie otrzyma się… i standardowo multilotek, prawidłowa 1,2,3 albo 2,3,4, a może wszystkie, a może żadna, a może same parzyste, a może nieparzyste. Obłędu można było dostać już od samego czytania poleceń. Generalnie poszło mi w miarę ok., nie wyszłam z sali pogrążona w czarnej rozpaczy, nie przyodziałam ciemnej waolki na twarz, nie wpadłam w depresję. I mam wielką, wręcz przeogromną nadzieję, iż po ogłoszeniu wyników w nią nie popadnę.

Heh, głowa mnie zaczyna boleć. Chyba zaaplikuję sobie teraz wlew z kofeiny, lecz bez dodatku glukozy i insulinki, by potasik nie wlazł mi do komórek, a w konsekwencji nie padło mi serducho odstawiając popisowo balecik rodem z dziadka do orzechów. ;>


środa, 13 czerwca 2012

aktualizacja 1 z 2 ukończona

Test zdany jakimś cudem. Teraz kolej na praktyczno - ustną część. A w międzyczasie kolejne egzaminy. 
Sesja in progress... 

W nagrodę kupiłam sobie ptysia! ;D

wtorek, 12 czerwca 2012

i sesja rozpoczęta

Interna królową nauk jest. Niby ogólnie wiadomo, ale przed rozpoczęciem egzaminu nie omieszkano nam tego raz jeszcze zaakcentować. Bo przecież to pierwszy egzamin z prawdziwej medycyny! Te wszystkie inne były nieważne, gdyż ten jest naj, koniec kropka, tak ma być. Ok, przeżyłam wstęp.
Otwieram kopertę z testem i zaczynam rozwiązywać. Na pierwszy rzut poszły białaczki. Nawet spoko, oprócz paru pytań wyjętych z leczenia trzeciego rzutu, którego nie czytałam, bo naiwnie myślałam, że pierwszy i ewentualnie drugi mi do szczęścia wystarczy. Potem była gastrologia. Zonk. Wpatrywałam się chwilkę w pytania i miałam w głowie tylko soczyste wtf?! Bo okazało się, że nie mam o tej dziedzinie najwyraźniej bladego pojęcia. No bo po co pytać o rzeczy istotne jak można zapytać o totalne testowe duperele, c'nie? Cóż zrobić - najwyżej gastrologiem nie zostanę i każdego z bólem brzucha będę wysyłać z dziką satysfakcją do specjalisty. Aż do znudzenia ;] Reszta poszła mi w miarę fajnie. Serducho, nereczki i stawy były w porządku. Katedry ułożyły przyjazne studentowi pytania - trzeba im to przyznać. Z ukochanych płucek zadowolona do końca nie jestem, bo mogło być lepiej... 
Ale :) Teraz i tak pozostało czekać tylko na wyniki... Może na fuksie przejdę do następnego levelu jakim jest egzamin praktyczny. Się zobaczy. 

poniedziałek, 4 czerwca 2012

nocą

Ostatnimi czasy wkuwam do sesji. A przynajmniej staram się wykazywać wzmożoną aktywność procesów przetwarzania informacji przerzucając kolejne strony tekstu. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale do przodu. 

Wczoraj niespodziewanie (taaa niespodziewanie... świetnym pomysłem była nauka w łóżku, nie ma co ;] ) zasnęłam z książką pod głową i obudziłam się dziś koło 3:00 nad ranem. Po zorientowaniu się w czasie i przestrzeni postanowiłam przejść się ambitnie do kuchni by wrzucić cokolwiek do brzuszka. Wchodzę i słyszę jak się coś porusza (oczywiście po co świecić światło skoro można do lodówki dostać się po ciemku, bo drogę zna się na pamięć, nie?). Jeszcze średnio przytomna wpadłam na genialny w swojej prostocie pomysł by zignorować owe dźwięki uznając, iż są wytworem mojej wybujałej wyobraźni. Zdarza się w końcu słyszeć niezidentyfikowane odgłosy każdemu z nas. Dotarłam do lodówki, wyciągnęłam rzodkiewkę, odwracam się i ... o mało na zawał nie padłam! Moi współlokatorzy uciekli ze swojego pokoju ewakuując się od nowo nabytego kotka, i smacznie spali w kuchni pochrapując od czasu do czasu. Przetarłam oczy ze zdumienia, w głowie pojawił mi się koci mem o powszechnie znanej treści "co ja pacze!", opanowałam lekko kołaczące serce i na paluszkach udałam się do siebie. Życie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać! ;D

środa, 30 maja 2012

bo tak!


Są takie dni, kiedy to poprawna polszczyzna nie jest w stanie oddać realnych uczuć i natężenia emocji jakie kłębią się gdzieś tam wewnątrz człowieka. Taki przeciętny dajmy na to student stara się, uczy, próbuje zrozumieć, logicznie podejść do tematu, wreszcie zdobywa upragnioną ocenę i jest zadowolony, dumny można by rzec – nie bójmy się użyć tego słowa. Loguje się następnie na fejsa w ramach relaksu, obczaja walla, przegląda zdjęcia i wiadomości, i inne różnorakie powiadomienia, aż tu nagle trafia na porażające info, że ktoś w bezczelny sposób odbiera mu jego wywalczony w pocie czoła stopień, i z łaską daje trzy. Bo takie ma widzimisię! Oo!

I dziś jest taki właśnie dzień. Dzień, który wydawać by się mogło był dniem pozytywnym. Do czasu pory obiadowej precyzując. Aktualnie mam nieodpartą ochotę komuś przyj*bać w pięknym stylu. Tak po prostu. Stanąć przed danym osobnikiem (czyt. pewnym prof. i pewną panią prof.), kulturalnie powiedzieć, że nie zmienia się reguł w trakcie gry i że to co robią jest poniżej wszelkiej krytyki, a następnie tupnąć nóżką (dodaje szczypty dramaturgii), użyć siły, i kopnąć ich w kostkę, bo osteoporozę z pewnością to oni mają, więc tak czy siak coś by im się złamało. Wrrr... Muszę się wyżyć. Zdecydowanie. 

Idę pobiegać. Dużo, długo, intensywnie. Jestem lekko wq*rwiona. I bezsilna. I szlag mnie trafia.

czwartek, 24 maja 2012

ooo, to już rano?

Dobry dzień! A w zasadzie, witam o świcie ;) 

To była najlepsza domówka jaką udało mi się zorganizować i na jakiej byłam w swojej dotychczasowej karierze studenckiej. Przyjechali przyjaciele z Wrocka, wpadł kumpel z liceum, bardzo dobra koleżanka i się samoistnie wszystko ładnie rozkręciło. Totalny spontan. Najpierw oczywiście plener, potem lans w bardzo popularnym klubie w mieście, podziwianie starówki, obowiązkowy tour po okolicy, a następnie kontynuacja u mnie w mieszkaniu i rozkmina na tematy filozoficzno - egzystencjalno - futurystyczne.  I nikt się nie nudził, nikt nie marudził. Ba! Nikomu do głowy nie przyszło by zerknąć na zegarek! Jednym słowem było beztrosko! Och, szkoda, że tak rzadko spotykamy się w sprawdzonym, starym gronie, które pomimo upływającego czasu nadal potrafi ze sobą rozmawiać i świetnie się czuje we własnym towarzystwie. 

Hmm... tak się właśnie zastanawiam, czy opłaca mi się iść spać mając w perspektywie jakąś godzinę wypoczynku? ;D

P.S. Nie miałam pojęcia, że o tej porze ptaszki tak radośnie ćwierkają! ^^

wtorek, 22 maja 2012

cieszymy się!

Jestem dziś tak niesamowicie dumna z mojej małej siostrzyczki, że aż promienieję z radości! I muszę, wprost koniecznie muszę się nią pochwalić wszem i wobec, gdyż nie dość, iż radzi sobie brawurowo na ekonomii na jednym z lepszych uniwerków, (a która to eko dla mnie osobiście jest jedną wielką czarną magią samą w sobie), to jeszcze jest zwolniona z egzaminu z matmy, co już totalnie wprawiło mnie dziś w zachwyt i szampański nastrój! 


Ostatnio na sorze działo się mnóstwo rzeczy, był taki młyn, że autentycznie szkoda mi było wieczorem wracać do domu. Gdziekolwiek bym się nie obróciła tam było i co oglądać, i co robić, na każdym kroku chętna załoga gotowa dzielić się swoim doświadczeniem ze zwykłym szarym studentem. ;) Nie miałam nawet pięciu wolnych minut by sobie usiąść i zacząć się nudzić. Albo pęknięta podstawa czaszki transportowana przez śmigło, albo w połowie amputowany palec, skręceń/złamań pod dostatkiem, jedno zatrzymanie krążenia oraz wymagająca szycia rozcięta warga, potrącenia przez samochód - proszę bardzo! Do wyboru do koloru, co kto lubi. ;D 
Im lovin' it! 


Świat jest piękny! ;p