when there's no freaking cardiac output!

wtorek, 6 sierpnia 2013

balowałabym

Drugi całkowicie weselny weekend za mną. Niestety tym razem nie miałam okazji wejść w posiadanie welonu, lecz mimo to imprezę zaliczam do baaardzo udanych. Zwłaszcza pod względem nowo zawartych kontaktów. ;)

Jedzenie paradoksalnie było niejadalne. Oprócz przepysznego rosołku i kolorowych ciast wszelkiej maści nic innego mi nie podchodziło. Chociaż nie - był jeszcze udziec podany chyba po północy. Kruchy, soczysty i odpowiednio przyprawiony. Mhmm... Palce lizać! 

Rozczarowałam się nawet sałatkami, które były totalnie bezpłciowe i pozbawione jakiegokolwiek smaku. No ale cóż - na poprzednim weselu żarełko było mega, więc dla równowagi na tym mogło takie już nie być. ;) 

Nie obyło się też bez małych wpadek. Gdy tylko przekroczyliśmy próg balowej sali wywaliło korki. W całym budynku. Było jeszcze dość jasno, więc spokojnie złożyliśmy Młodym życzenia, zjedliśmy obiad i poraczyliśmy się lodowym pucharkiem. Minęła godzina, minęło kolejne pół - a prądu jak nie było tak i nie ma. Najśmieszniej sytuacja wyglądała w toaletach, w których było ciemno jak podczas bezksiężycowej nocy i należało ratować się albo latarką, albo telefonem z mocnym wyświetlaczem by przyświecić sobie tu i ówdzie. :P

Dla zabicia czasu zapoczątkowaliśmy przyśpiewki przy stołach, część gości postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza i wybrała się na spacer po malowniczej okolicy, inni zaś standardowo wymieniali plotki z prędkością światła. Dopiero po jakiś niecałych trzech godzinach udało się naprawić usterkę i około 20:00 nowożeńcy wystartowali z pierwszym tańcem, a impreza ruszyła pełną parą.

Mówię Wam - nieziemsko tańczy się z osobą niedowidzącą! Pierwszy raz miałam tę przyjemność i z ogromną chęcią bym ją powtórzyła, i pewnie powtórzę z racji powiększenia kręgu znajomych. Początkowo byłam pełna obaw, bo wiecie - myślałam, że będzie to taniec bardzo zachowawczy, ostrożny, ograniczony w swobodzie ruchu. Nerwowo rozglądałam się dokoła by nie przygrzmocić w otaczających nas gości tudzież nie wylądować na ścianie.

Ale z każdym kolejnych krokiem, z każdym kolejnym ruchem dystans znikał, moje obawy rozpływały się w powietrzu, a ich miejsce zajmowało wzrastające zaufanie do partnera. Aż w końcu zamknęłam oczy i dałam się ponieść. I to była doskonała decyzja! Facet był pewny siebie i miał tak niesamowite wyczucie przestrzeni, że byłam pod wielkim wrażeniem. Tak lekko i płynnie tańczy mi się tylko z garstką kolegów, którzy w mniejszym lub większym stopniu związani są z taneczną branżą. Tego jednak nie spodziewałam się zupełnie, co potwierdza tylko to, że mało w życiu widziałam i jeszcze mniej przeszłam.

Wczoraj odsypiałam poprawiny, dziś natomiast jest dzień wstępnego pakowania i sporządzania listy najpotrzebniejszych rzeczy. Bo wakacyjny wyjazd już za dwa dni!


8 komentarzy:

  1. A gdzie jedziesz? Zabierz mnie ze sobą! ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleko, daleko - tam, gdzie mnie nikt nie znajdzie :P

      Usuń
  2. "A kiedyś Cię znajdę...znajdę Cię
    A w końcu znajdę
    Jestem coraz bliżej wiem..." - hehehehehe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lato, lato, lato czeka!
      Razem z latem czeka rzeka.
      Razem z rzeką czeka las.
      A tam ciągle nie ma naaas! :D

      Usuń
  3. A pobił się ktoś?? Bo inaczej wesele nieważne :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nieee... Ale! Jeden koleś jakimś cudem wpadł do rowu ze ściekami :P Więc wesele ważne jak najbardziej ^^

      Usuń
    2. Ale serio wpadł? Musiał mieć nieźle wypite. Pozdrów go ode mnie :D

      Usuń
    3. No cóż zrobić, gorąco było to chłopak postanowił się schłodzić i trochę popływać :P

      Usuń