Po raz kolejny doszłam do wniosku, iż początek semestru potrafi mnie wykończyć fizycznie. I to bynajmniej nie z uwagi na niesamowitą ilość zajęć tudzież zaliczeń, tylko dlatego, że od nowa trzeba się przyzwyczajać do porannego wstawania, co wcale nie jest taką łatwą rzeczą...
Szaleństwa ostatkowe zaczęłam już w czwartek urodzinami znajomej. Oczywiście bez pączków się nie obyło. Wybawiłam się za wszystkie czasy, pogibałam na boki i bardzo miło spędziłam czas. Nie sądziłam nawet, że ludzie, z którymi na uczelni mam mało wspólnego, na gruncie prywatnym zmieniają się nie do poznania. Jak to dobrze, że życie potrafi zaskakiwać w najmniej spodziewanym momencie!
Nie ma spania, sobota dniem gospodarczym :)))
OdpowiedzUsuńco racja, to racja! ale, gdy mieszkanko już lśni i nie ma do czego się przyczepić, popołudniowa drzemka jest w pełni zasłużona ;)
Usuń