W piątek pierwszy, wczoraj drugi, a dziś trzeci. Zgodnie z oddziałową tradycją seria trójek się dopełniła. Teraz powinna nastąpić przerwa w odchodzeniu z tego świata. Zobaczymy na jak długo. Czas pokaże.
Gdy śmierć nadchodzi niespodziewanie i stan się załamuje, to nie ma czasu na myślenie o uczuciach, działam wtedy jak automat skupiając się na tym co podać, kiedy podać, czy strzelać, czy czekać, czy masować, czy wentylować.
Natomiast gdy jest to spodziewany finał choroby, to czuję się dziwnie. Nie umiem jeszcze odpuszczać. Wiem, że już nic się nie da zrobić, ale mimo to chciałabym działać. Więc jestem wtedy niemym świadkiem zakończenia historii danego człowieka. Nie jest mi smutno, nie mam potem napadów płaczu, nie rozpamiętuje tego w domu, humor mi się nie psuje i nie muszę zażerać się czekoladą. Jednak nie jest mi to też obojętne. Wydaje mi się, że dla tych chorych najważniejsza jest obecność i poczucie, że nie są sami w tym ostatnim momencie, a ja im to staram się stwarzać na tyle na ile potrafię.
Czy ja wiem, czy liczyć ich jako trójkę? Między takim odstepem czasu.
OdpowiedzUsuńJedna sala, trzy dni robocze pod rząd, taaaaak, zdecydowanie liczą się do wspólnej trójki.
UsuńCoś w tym jest... i u mnie tak to działa.
OdpowiedzUsuńŚmierć nadchodzi seriami.
UsuńPytanie może się wydać lakoniczne albo głupie, ale - co czujesz w takich chwilach?
OdpowiedzUsuńGdy śmierć nadchodzi niespodziewanie i stan się załamuje, to nie ma czasu na myślenie o uczuciach, działam wtedy jak automat skupiając się na tym co podać, kiedy podać, czy strzelać, czy czekać, czy masować, czy wentylować.
UsuńNatomiast gdy jest to spodziewany finał choroby, to czuję się dziwnie. Nie umiem jeszcze odpuszczać. Wiem, że już nic się nie da zrobić, ale mimo to chciałabym działać. Więc jestem wtedy niemym świadkiem zakończenia historii danego człowieka. Nie jest mi smutno, nie mam potem napadów płaczu, nie rozpamiętuje tego w domu, humor mi się nie psuje i nie muszę zażerać się czekoladą. Jednak nie jest mi to też obojętne. Wydaje mi się, że dla tych chorych najważniejsza jest obecność i poczucie, że nie są sami w tym ostatnim momencie, a ja im to staram się stwarzać na tyle na ile potrafię.
Przykre to jest niestety, ale smierc w zawod medyka zawsze byla wpisana. Z nią się trzeba też liczyć.
OdpowiedzUsuńPrzykre, ale nieuniknione. Czasami należy pozwolić ludziom godnie odejść, wśród bliskich, bez bólu, w spokoju i poczuciu intymności.
Usuń