Ostatnio moje życie toczy się dzień w dzień tak samo (wyłączamy weekendy - to chyba oczywiste:P). Budzik dzwoni punkt 5:25. O 5:30 zwlekam swoje cztery litery z łóżka. Po omacku przenoszę się do kuchni. Woda, czajnik, gaz, kawa. Śniadanie jem w pracy, bo o tak chorej godzinie jaką jest 5:30 nie jestem w stanie przyjmować pokarmów stałych. O 6:15 wychodzę z domu. Na 6:40 jestem w pracy. Punkt 7:00 rozpoczyna się raport. Spóźnienia nie są mile widziane.
Dzień na oddziale jest rozplanowany według ścisłego harmonogramu. Po raporcie jest obchód i zbiorowe badanie pacjentek przez ordynatora. Koło 9:00 schodzę do barku by wrzucić coś do brzuszka, ponieważ mniej więcej o tym czasie zaczyna się on głośno domagać swoich porcji żywieniowych. No to jem celem uniknięcia ewidentnego burczenia, mimo że dalej głodna nie jestem.
Gdy wracam na oddział z reguły czekają nowe pacjentki do przyjęcia i opisania. Tak więc biorę świeżo założoną dokumentację i staram się bezboleśnie (dla siebie, bo panie w większości są mega gadatliwe i z przyjemnością opowiadają o wnuczkach, prawnuczkach, córkach, synach, sąsiadkach i innych pierdołach, które mnie lekko mówiąc totalnie zwisają i powiewają na wietrze) przebrnąć przez papiery. A tych ostatnich jest wybitnie dużo. Pełny wywiad, uczulenia, poprzednie hospitalizacje oraz przebyte operacje (wyrostek w opinii społeczeństwa do operacji się nie zalicza, tak samo jak tarczyca, cukrzyca i nadciśnienie to nie są choroby przewlekłe). Wypisać i podbić trzeba skierowanie na grupę krwi, na fotkę płuc, na morfologię i inne badania w zależności od mojego widzi mi się (a tak serio to w zależności od tego z czym dana pani przychodzi i co jej potrzeba).
Jeśli chora uzupełniła ankietę anestezjologiczną to jestem przeszczęśliwa, bo odpada mi 3 strony pytań i mam jakieś 5 minut czasu w kieszeni na plusie. I jeszcze zlecenia na leki trzeba wypełnić. I na mocz. I na każdym świstku papieru trzeba się podbić, i podpisać (podpis trenuję non stop i wprowadzam ulepszenia). I z tym wszystkim muszę się jeszcze bujnąć (dla spokoju własnego sumienia i bezpieczeństwa swoich szanownych czterech liter, i pacjentek ofc) do mądrzejszego lekarza ode mnie, żeby mnie sprawdził, przytaknął i ewentualnie dodał coś od siebie.
Tu chciałabym nadmienić, że stwierdzenie "środkowy strumień moczu" nie jest w ogóle stwierdzeniem rozumianym przez ludzi. Patrzą na mnie jakbym mówiła w obcym języku. Więc cierpliwie tłumaczę. Wyjaśniam i staram się wyczuć czy już kumają, czy jeszcze nie. Jak nie to tłumaczę uparcie dalej. Ostatnio trafiłam na fizyczkę w średnim wieku, która chciała mi wyliczać(!) prawdopodobieństwo(!) zebrania moczu ze środka padającego strumienia, który ona może wygenerować podczas statystycznego sikania. Ogarniacie?! ;D Żuchwa mi opadła i na moment totalnie zdębiałam. :P Musiałam jej rozrysować o który konkretnie środek mi chodzi i dopiero po wykonaniu bardzo profesjonalnego technicznego rysunku złapałyśmy wspólny język. Odlot na maksa.
W międzyczasie bywam na porodówce i doświadczam cudu narodzin. Łez wzruszenia. Radości nowych rodziców czy też pierwszych wrzasków małych bejbów (te urodzone o czasie drą się niemiłosiernie). Tę część dnia pracy lubię najbardziej. To znaczy średnio mnie interesują porody same w sobie i to, co wyprawiają ginekolodzy. Zdecydowanie bardziej jara mnie moment pojawienia się na tym świecie miniaturki człowieczka i przekazanie go w ręce neonatologów. Więc zamiast myć się do cesarki i stawać jako trzecia asysta wolę założyć maskę, i czapeczkę, i czekać na ciekawszą część przedstawienia. ;)
Tak niestety wygląda ludzkie życie... Każdy dzień jest taki sam, pomijając dni wolne xd I tak na prawdę fajnie jest tylko wtedy jak jest się małym dzieckiem ;D
OdpowiedzUsuńDziś też było fajnie, bo wypłata była :P
UsuńPS. Napisałam do Ciebie
UsuńJuż się ogarnęłam, checknij skrzynkę ;)
UsuńAhahahahah, ale obrazek Ci powiem mega i doskonale podsumowuje cały wywód, który przeczytałam na jednym wdechu i z wypiekami na twarzy:)) No cóż, smutnie podsumowuję teraz ja - życie :( Pozdrowionka;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie ja funkcjonuję na obecnym oddziale tak jak na tym obrazku - normalnie wypisz wymaluj ;>
UsuńOoooo "środkowy strumień moczu", znamy temat znamy :D
OdpowiedzUsuńNo nie? ;D
UsuńAle numer z ta pania od fizyki, mnie zabił :D
UsuńAle przynajmniej nie możesz powiedzieć, że masz pracę nudną!
OdpowiedzUsuńMogłaś poprosić o te wzory na środkowy strumień moczu,przykleiłabyś na drzwiach i ludzie na korytarzu by mieli zagadkę, a komu by się udało rozwiązać, to nie musiałabyś już tłumaczyć ;p
A jeśli chodzi o drzemki 30 minutowe, to też coś wiem w tym temacie ;)
Komunikatom na drzwiach stanowczo mówię "nie" :P Pacjenci i tak ich nie czytają, a nawet jeśli czytają, to się do nich w większości nie stosują ;> Także szkoda papieru ;D
UsuńDzień jak co dzień? Fizyczka made my day;) Świetnie piszesz, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńFizyczka to taki szczyt góry lodowej. Dziwnych zachowań pacjentów jest całe mnóstwo ;)
UsuńJa wstaję o podobnej porze, też pracuję od 7.00. I też nie mogę zjeść śniadania tak wcześnie, dopiero w pracy. Z tym, że jak nie mam takich ciekawych przypadków, bo zajmuję się głównie liczbami i excelem ostatnio ;) Pozdrawiam - Zakochana
OdpowiedzUsuńŁączę się w bólu, bo poranne (a właściwie nocne;) wstawanie jest wykańczające samo w sobie :P
UsuńZ tym środkowym strumieniem to widać wszyscy mają podobne doświadczenia :]
OdpowiedzUsuńMam pomysł na doktorat - środkowy strumień moczu, a problemy narodowościowe i społeczne Polaków w gabinecie poz ;D
UsuńNa fizyczce poległam. Czad po prostu ;) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie :) Pozdrowienia są zawsze mile widziane :D A fizyczka... no cóż... :P
Usuń