Popołudnie w POZ. Wnioskując po ilości kart leżących przede mną na biurku pielęgniarka zarejestrowała mi dziś przyzwoitą ilość pacjentów. Ani za dużo, ani za mało - w sam raz. Odpalam więc kompa, sięgam po ciepłą herbatę, przeglądam listę oczekujących. Nie wygląda źle, większość to dorośli - I can handle it - myślę sobie.
Zaczynam klikać. Pacjent za pacjentem, infekcja za infekcją, drzwi otwierają się i zamykają, ludzie wchodzą i wychodzą. Jednym z zapisanych pacjentów jest jegomość lat 75. Dzień dobry - dzień dobry. Co słychać - a jakoś leci. Lekko wymieniamy między sobą kurtuazyjne frazesy. I w tym momencie opowieści dochodzimy do sedna wizyty.
dr: panie Mietku, z czym pan przyszedł?
p.M.: pani doktor, bo widzi pani, coś jest ze mną nie tak
dr: ?
p.M.: bo ja młodą żonę mam, sześćdziesiątka, wie pani...
dr: ?
p.M.: heh... bo kiedyś to jak miałem wytrysk to na bogato! cielak by się napił! mówię pani! a teraz? teraz to nawet znaczka by nie przykleił...
dr: panie Mietku, bo to tak już jest, proszę się nie martwić, z wiekiem objętość się zmniejsza :)
p.M.: tak? poważnie? a powie to pani mojej żonie? bo ona myśli, że ją zdradzam i dlatego dla niej już nie wystarcza...
dr: :D :D :D
Mam nadzieje że Pan Mietek ma wyrozumiała tą swoją młódkę.
OdpowiedzUsuńOby takich więcej :D
OdpowiedzUsuń