Mam nową ksywkę. Szefowa oficjalnie nazwała mnie przedszkolakiem, co radośnie przyjęło się wśród załogi. Mnie to cieszy, gdyż znaczy to ni mniej, ni więcej, że w robocie zostałam w pełni zaakceptowana. :)
W piątek pierwszy, wczoraj drugi, a dziś trzeci. Zgodnie z oddziałową tradycją seria trójek się dopełniła. Teraz powinna nastąpić przerwa w odchodzeniu z tego świata. Zobaczymy na jak długo. Czas pokaże.
Dzień szósty. 11 przyjęć w tym czterech ciężkich pacjentów. Zlecenia, wyniki badań z weekendu, obchód, dekursusy. Znów pisaniny jest od groma, szkopuł tkwi jednak w dobrej organizacji i sprawnym stukaniu w klawiaturę. Taptaptaptaptaptaptaptap - potok wyrazów wylatuje spod moich palców i układa się w zgrabne formułki.
Przeżyłam pierwszy tydzień w nowej pracy. W tej prawdziwej i poważnej. Z pełnym PWZ i świadomością spoczywającej na barkach odpowiedzialności. Było intensywnie, nie miałam czasu by spokojnie usiąść i obczaić fejsa. Jako pierwszy i jedyny rezydent na oddziale stanowiłam sensację samą w sobie. Wiązało się to z wycieczkami ciekawskich delegacji z innych oddziałów celem oglądnięcia mnie - nowego nabytku. :) Śmiesznie było choć momentami czułam się jak w ZOO, a od ciągłego uśmiechania bolały mnie policzki.