when there's no freaking cardiac output!

niedziela, 27 lipca 2014

anretni <--

Staż to taki specyficzny czas. Niby już nie student, a jeszcze nie lekarz. Co prawda minęło już dziesięć miesięcy i z każdym kolejnym dniem czuję się pewniejsza tego, co robię, lecz przy okazji codziennie uświadamiam sobie jak wiele jeszcze przede mną. No, ale... ktoś mi tam kiedyś wspominał, że uczyć się będę przez całe życie, więc teraz grymasić nie będę :P

Interna jest oddziałem, gdzie sporo się robi, mnóstwo się widzi, a jeszcze więcej można się nauczyć jeśli oczywiście wykaże się inicjatywę i przekona do siebie załogę. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jakieś 70% czasu pochłania papierologia, której ominąć się po prostu nie da. 20% to czas dla pacjenta i ewentualnie dla jego rodziny. Takie wiecie - pogaduszki-sruszki, wywiad, wyjaśnianie badań, przedstawianie rokowań, dalszy plan leczenia i wysłuchiwanie opowieści o wspaniałych wnuczkach. Natomiast resztę czasu dzieli się między izbę przyjęć, a nagłe zatrzymania krążenia na oddziale, które podnoszą ciśnienie skuteczniej niż hektolitry kawy. 

Internistą mogłabym zostać, mimo tego że dorośli nigdy mnie nie interesowali. Mimo że szybko się niecierpliwię i stanowczo ucinam dyskusję, gdy na postawione pytanie co panią/pana boli uzyskuję epopeję na miarę Mickiewicza, w którą wpleciona jest historia rodu i losy pacjenta po drugiej wojnie światowej. Nawet pomimo swojej antyspołecznej postawy i trzymania ludzi na dystans. Dlaczego? Bo jakimś niewyjaśnionym cudem pacjenci mnie lubią i cenią (co przekłada się na zadowolenie Szefa, bo ostatnio jeden z pacjentów poleciał do niego by osobiście za mnie podziękować). Podoba im się moje konkretne podejście do problemów i chyba tez, i to, że potrafię im obrazowo wyjaśnić czekające ich badania albo dalsze losy. A może zwyczajnie mam czas i nie traktuję ich jako zło konieczne. Nie wiem. 

Wiem natomiast, że zostałam dostrzeżona i obdarzona zaufaniem, gdyż dostałam dość dużą swobodę działania. I dzięki temu nauczyłam się mnóstwa przydatnych rzeczy, bo... nie miałam innego wyjścia. Musiałam i tyle w temacie. Prowadzenie własnej sali pod nadzorem doktora, który teoretycznie pojawia się tylko rano jest wyzwaniem dla szeregowego stażysty. Bo to nie jest takie hop siup jakby się mogło wydawać. Że zleci się leki rano, które ktoś za ciebie zaordynuje. Że wypisze się skierowania na badania, które Szef wymyśli sobie na porannej wizycie. Czemu? Ponieważ od owej wizyty do końca dnia jest jeszcze jakieś 6h, w czasie których wydarzyć się może dosłownie wszystko. Od sraczki po NZK. I w tym czasie to ty jesteś odpowiedzialny, i musisz podejmować decyzje. Począwszy od zlecenia zmiany opatrunku po ustalanie na szybko zapotrzebowania na insulinę tudzież przetaczania krwi na cito, bo nagle twój pacjent zaczął krwawić na poważnie przy i tak kiepskiej wyjściowej morfologii. A przecież dyplom masz i ludzie na Ciebie patrzą, i oczekują, że będziesz wiedzieć co robić, jak robić, po co robić i co tym chcesz osiągnąć. I nie ma, że jestem tylko stażystą i weźcie zadzwońcie po kogoś innego, bo ja zaraz wykituję z nadmiaru emocji. :D 

Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to by nie zgrywać cwaniaka i w sytuacji, która wymaga doświadczenia (którego nie masz, bo niby skąd możesz mieć), poprosić o pomoc. Dla własnego bezpieczeństwa i spokoju wewnętrznego. Jest to niesamowicie istotne, a na moim oddziale bardzo dobrze widziane i doceniane przez Starszyznę, ponieważ świadczy tylko i wyłącznie o zdroworozsądkowym podejściu do życia. W medycynie samemu nie osiągnie się nic. Trzeba działać w zespole czy się tego chce, czy nie. :)  

7 komentarzy:

  1. Myślałaś już jaką specjalizację wybierzesz? :) Pozdrawiam, świetny blog :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat specjalizacji spędza mi sen z powiek. :/ Niestety w moim mieście, ba - nawet w województwie jest strasznie krucho z miejscami w tym roku. W moje wymarzonej specce nie ma na razie ani jednego wolnego miejsca szkoleniowego, więc na razie nie wiem kim zostanę jak dorosnę :P

      Usuń
  2. Bardzo ważne rzeczy piszesz w ostatnim fragmencie:) tu na obczyźnie żaden lekarz nie zgrywa cwaniaka, nawet profesorowie "googlują"na wizycie albo poważnie pytają o zdanie nas, pielęgniarki:)/pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to się chwali, i jest godne polecenia! Bo wszyscy tworzymy zespół i powinniśmy się uzupełniać :)

      Usuń
    2. Młoda pielęgniarko zgadzam się z Tobą. U mnie nie jest niczym nadzwyczajnym, że starsi lekarze biorą książkę i wertują jak czegoś nie wiedzą. Przynajmniej nie ma sytuacji: "nie znam się, ale zrobię po swojemu i zobaczę co się stanie, może pacjent to przeżyje".

      Usuń
  3. Jakie dorosłe i poważne rozważania życiowe.

    10 miesięcy, własna sala- to już bardziej lekarz jak mniej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, bo tak mi się zebrało na poważne tematy :P
      ale obiecuję względną poprawę ;D

      Usuń