Byłam sobie ostatnio na spotkaniu po latach. Nie wiedziałam co zastanę po przybyciu na miejsce. Z niektórymi bliskimi mi niegdyś osobami mam dość słaby kontakt. Nasze drogi się rozeszły głównie z uwagi na dzielące nas spore odległości - tak czasami przecież bywa. I trzeba to jakoś sobie poukładać, i się z tym pogodzić. Życie weryfikuje podejmowane przez nas decyzje prędzej czy później w miej lub bardziej drastyczny sposób. I dopiero wtedy możemy się przekonać czy było warto postąpić tak, a nie inaczej, związać się z tymi, a nie innymi ludźmi.
Tak więc szłam sobie spóźniona dobre pół godziny, bo miasto mamy rozkopane wzdłuż i wszerz, i przez to tworzą się gigantyczne korki w najmniej spodziewanym momencie. Po wejściu do pubu i szybkim ogarnięciu sytuacji doszłam do wniosku, iż na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Wszyscy wesoło gestykulowali i gawędzili. (No, może niektórzy zmienili fryzury i outfit, ale to taki nic nieznaczący szczegół. ;) Wtopiłam się najzwyczajniej w świecie w tłum i przez pierwszą część meetingu biernie obserwowałam rozgrywane przede mną przedstawienie, tylko od czasu do czasu dorzucając swoje trzy grosiki.
Sytuacja diametralnie się zmieniła po tym jak na moment opuściłam towarzystwo i po powrocie wylądowałam na innym krzesełku niż pierwotnie. Chcąc nie chcąc musiałam zmienić strategię zachowania i tak od słowa do słowa jakoś poszło z górki. Z ręką na sercu mogę śmiało powiedzieć, że pozytywnie się rozczarowałam. Moi dawni przyjaciele pomimo upływającego czasu w gruncie rzeczy pozostali sobą. Beztroscy, uśmiechnięci, pełni marzeń i zapału. I mieliśmy o czym ze sobą porozmawiać, a niezręczna cisza nie zapadła ani razu. Cudnie byłoby móc współpracować z nimi kiedyś w przyszłości. (Nie miałabym przynajmniej wątpliwości co do ich kompetencji i solidności, a i w gronie sprawdzonych znajomych pracowałoby się przyjemnie.)
Gdy wieczór dobiegał końca czułam się już jak za dawnych czasów. Wraz z niektórymi osobami wróciły wielobarwne wspomnienia, pojawiła się malutka nadzieja na wspólną zawodową już przyszłość. Na dzień dzisiejszy każdy z nas planuje powrót w rodzinne strony, czy jednak spotkamy się na stażu wszyscy razem - tego nie wie nikt. Czas pokaże. :) Nasze życiowe ścieżki się nieco skomplikowały, z miastami, w których przyszło nam studiować wiążą nas już nowi - bliscy ludzie. I znów za jakiś czas staniemy na kolejnym zakręcie i będziemy musieli wybrać, którą drogą podążyć tym razem.
Czytając ten wpis miałam ciarki na rękach. I nie, nie żartuję. W takich momentach po prostu dociera do mnie, że- chcę czy nie- wszystko się zmieni. I jakoś tak dziwnie mi z myślą, że ludzie, z którymi jeszcze wczoraj siedziałam przy piwie, siłą rzeczy zostaną "zastąpieni" prze innych. Ale chyba na tym polega życie.
OdpowiedzUsuńOkej, koniec tego filozofowania. :D Cieszę się, że pozytywnie się rozczarowałaś.
Ściskam!
może nie tyle co zastąpieni, ale równolegle do nich zaczną pojawiać się nowi, którzy z czasem staną się równie bliscy ;) i jest to naturalna kolej rzeczy :)
Usuń"wszystko wokół się zmienia, nawet Ty" ;D
Ze swoimi przyjaciółmi mam dobry kontakt, z kolegami (z licealnej klasy chociażby) gorszy. Solidnego spotkania nie mieliśmy od 1.5 roku i prawdę mówiąc czuję, że w tym przypadku mogę się kiedyś rozczarować - może innymi może sama sobą i swoim podejściem do innych. Cieszy mnie natomiast to, że na przyjaciół czas mam zawsze, a że jest to tylko garstka osób, to mogę lepiej o nich 'zadbać' i o nasze budowane tyle lat relacje :-)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Wam się udało. Ja może za bardzo 'gdybam' i snuje pesymistyczne wizje, ale po prostu czuję, że się z ludźmi mogę nie dogadać po tak długiej rozłące.
może to dlatego, że z większością osób znamy się jeszcze od czasu gimnazjum i jednak wiele razem przeszliśmy, a wspólne niedole i radości ludzi zbliżają, i nie pozwalają im zupełnie o sobie zapomnieć ;)
Usuńtak czy siak masz świętą rację - o przyjaciół dbać należy :)
No cóż... ja właśnie stanęłam na tym życiowym zakręcie. W czwartek wyjeżdżam do nowego miasta. Muszę się pożegnać ze znajomymi, którzy rozpoczynają studia w innym miejscu. Nie wiem jak to zrobić, nie umiem. Spędziłam z nimi tyle czasu, a wiem jak teraz to wszystko się potoczy. Nie będę miała czasu, zostaną wyparci przez nowych ludzi. Niby naturalna kolej rzeczy, niby ode mnie zależy jak będą wyglądać nasze dalsze relacje. No właśnie niby. Nie mogę się z tym pogodzić.
OdpowiedzUsuńmogłabym napisać, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze, ale to takie marne pocieszanie ;]
Usuńweź głęboki oddech i pomyśl sobie, że najdalej na świętach się z nimi zobaczysz :) i będziecie znów wszyscy razem :)
Gratuluję ci pozytywnego spotkania. :)
OdpowiedzUsuńJa uważam, że ludzie się zmieniają zawsze i to w 85% przypadków na lepsze. Człowiek dokonuje zmian w swoim życiu oraz kształtuje swój charakter, dążąc do pewnego celu. Cele te, to najczęściej chęć rozwijania kontaktów towarzyskich oraz kariera.
Teraz pytanie: Co by było gdyby się zmienili? Niekoniecznie na źle? Wręcz na lepiej? Doceniłabyś te zmiany czy zawiodła, gdyż oznacza to utratę dawnej tożsamości?
Nie twierdzę, że człowiek od początku do końca jest taki sam - jaki był taki ma być i nic go nie zmieni, i koniec kropka. Bardziej chodziło mi o to, że trzon ich charakteru pozostaje taki sam, podstawowe wartości z reguły się nie zmieniają, tak przynajmniej uważam.
UsuńA co do pytania to trudno powiedzieć, by ocenić jakiekolwiek zmiany potrzeba czasu i możliwości częstego przebywania z danym człowiekiem. Chociaż pewnie po jednokrotnej obserwacji miałabym jakąś tam opinię, która z czasem uległaby weryfikacji. ;)