when there's no freaking cardiac output!

piątek, 28 września 2012

wracać czas

Październik za pasem, pora się powoli zbierać na uczelnianą wioskę. Ostatni wakacyjny w tym roku weekend zapowiada się iście słonecznie, więc pożegnalny grill został zaplanowany na jutro. :)

Jeny, jak mi się nie chce tam wracać! (ok, ok, zawsze nie chce mi się tam wracać - żadna nowość ;) Na samą myśl, że od poniedziałku trzeba będzie znów wstawać o nieludzkiej porze mam dreszcze, nie mówiąc już o tym, że od czasu do czasu będę zmuszona zajrzeć do książek. I coś poczytać. ;] Ale to już ostatni studencki rok i musi być z górki! Prawdaaa? ^^

wtorek, 25 września 2012

na sportowo

Od czasu do czasu zdarza mi się wybrać na mecz. No dobraaa... rzadziej niż od czasu do czasu, ale jednak częściej niż przeciętnemu Polakowi. W jakimś tam stopniu sportem się interesuję i jak na dziewczynę w miarę czaję o co kaman w grach zespołowych. Nabyłam więc bilety na mecz piłki siatkowej, ulubiona drużyna miała grać, paru znanych siatkarzy miało się pojawić także wszystko ładnie, pięknie i cacy...

... do momentu pojawienia się cheerleaderek. Ręce mi opadły, kiedy zaczęły tańczyć. Wypadły na parkiet i się zaczęło. O synchronach chyba nie słyszały, ze słuchem problem mają i to wyraźny, na choreografię spuszczę zasłonę milczenia. Przyzwyczajona do standardów dziewczyn z Asseco Prokom Gdynia czułam się jakbym dostała obuchem w łeb. No i zeszłam na ziemię, a dokładniej zsunęłam się niżej na krzesełku, a w mojej głowie jak echo obijało się pytanie - jakim prawem wpuścili je na boisko? Jeszcze gdybym nie była związana z tańcem to pewnie beztrosko klaskałabym razem z resztą ludu i moje poczucie estetyki by nie ucierpiało. A tak czułam co najmniej lekki niesmak. Heh, chciałoby się rzec jaka drużyna taki doping, tylko kurczę drużyna jest niczego sobie, a laski są z totalnie innej bajki. Ale może faktycznie za dużo wymagam... Co ja tam przecież mogę wiedzieć ;) 

Większość zgromadzonych kibiców stanowili mężczyźni (co akurat specjalnie nie dziwi) z dziećmi płci brzydkiej (z synkami znaczy się w gwoli ścisłości), wykrzykujący co popadnie, wcinający laysy i popijający złocisty napój (skąd oni go wzięli Bóg jeden raczy wiedzieć). Tak czy siak nikt się nie awanturował, atmosfera była bez zarzutu, raz po raz do moich uszu dolatywały strzępki lekko seksistowskich komentarzy i tylko nieliczne osoby wydawały się być znudzone odbywającymi się rozgrywkami. 

Odniosłam dziwne wrażenie, iż fanów drużyny przeciwnej było jak na lekarstwo (zdradzał ich zajmowany sektor). Kolorami się nie odróżniali, tylko kilku zamanifestowało swoje preferencje nosząc klubowy szalik i w ogóle siedzieli nadzwyczajnie jak na kibiców cicho... Osobiście się z czymś takim jeszcze nie spotkałam, widać mam za małe doświadczenie w tej materii. 

Żargon też jakby był mniej wulgarny, ponieważ nie za często można było usłyszeć soczyste określenia oddające katastrofalną miejscami grę, a w tłum leciały stonowane komentarze typu:

- ale urwał (nasza drużyna zdobyła punkt przebijając piłkę nogą),
- nie ma lipy chłopaki,
- do boju, do booju, do booooju!
- qrwa, ja pie*dole taki mecz (po tym jak przeciwnicy doprowadzili do wyniku 2:2 w setach)
- tatuusiuuu,daj pieniążka na colę (dzieci to jednak bez trudu potrafią dostrzec hostessy z jedzonkiem i napojami),
- i raz, i dwa, i rączki do góry, i klaszczemy!
- panowie pokażmy im jak się kibicuje! oleoleoleoleeeee,
- raz, dwa, trzy ... jeeeeeeeeee,
- raz, dwa, trzy ... buuuuuuuuu,
- czy jest na sali lekarz? (to akurat poleciało w tłum i pozostało bez odzewu zaraz po tym jak jeden z zawodników felernie skoczył, a przy lądowaniu skręcił kostkę i musieli go znieść z boiska).

Chciałam sobie zrobić słit focię na fejsika z maskotką (byłby niezły szpan na dzielni), lecz zanim się ogarnęłam i wygrzebałam z otchłani mojej torebki aparat zwierzak zniknął, i już się więcej w moim rejonie nie pojawił (a to peszek). 

I jeszcze na koniec wraz ze znajomymi doszliśmy do wniosku, iż

piwo + chipsy + facet o społecznych zapędach
idealny kandydat na przewodniczącego klubu kibica ;D

sobota, 22 września 2012

ludzie się nie zmieniają

Byłam sobie ostatnio na spotkaniu po latach. Nie wiedziałam co zastanę po przybyciu na miejsce. Z niektórymi bliskimi mi niegdyś osobami mam dość słaby kontakt. Nasze drogi się rozeszły głównie z uwagi na dzielące nas spore odległości - tak czasami przecież bywa. I trzeba to jakoś sobie poukładać, i się z tym pogodzić. Życie weryfikuje podejmowane przez nas decyzje prędzej czy później w miej lub bardziej drastyczny sposób. I dopiero wtedy możemy się przekonać czy było warto postąpić tak, a nie inaczej, związać się z tymi, a nie innymi ludźmi.

Tak więc szłam sobie spóźniona dobre pół godziny, bo miasto mamy rozkopane wzdłuż i wszerz, i przez to tworzą się gigantyczne korki w najmniej spodziewanym momencie. Po wejściu do pubu i szybkim ogarnięciu sytuacji doszłam do wniosku, iż na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Wszyscy wesoło gestykulowali i gawędzili. (No, może niektórzy zmienili fryzury i outfit, ale to taki nic nieznaczący szczegół. ;) Wtopiłam się najzwyczajniej w świecie w tłum i przez pierwszą część meetingu biernie obserwowałam rozgrywane przede mną przedstawienie, tylko od czasu do czasu dorzucając swoje trzy grosiki. 

Sytuacja diametralnie się zmieniła po tym jak na moment opuściłam towarzystwo i po powrocie wylądowałam na innym krzesełku niż pierwotnie. Chcąc nie chcąc musiałam zmienić strategię zachowania i tak od słowa do słowa jakoś poszło z górki. Z ręką na sercu mogę śmiało powiedzieć, że pozytywnie się rozczarowałam. Moi dawni przyjaciele pomimo upływającego czasu w gruncie rzeczy pozostali sobą. Beztroscy, uśmiechnięci, pełni marzeń i zapału. I mieliśmy o czym ze sobą porozmawiać, a niezręczna cisza nie zapadła ani razu. Cudnie byłoby móc współpracować z nimi kiedyś w przyszłości. (Nie miałabym przynajmniej wątpliwości co do ich kompetencji i solidności, a i w gronie sprawdzonych znajomych pracowałoby się przyjemnie.) 

Gdy wieczór dobiegał końca czułam się już jak za dawnych czasów. Wraz z niektórymi osobami wróciły wielobarwne wspomnienia, pojawiła się malutka nadzieja na wspólną zawodową już przyszłość. Na dzień dzisiejszy każdy z nas planuje powrót w rodzinne strony, czy jednak spotkamy się na stażu wszyscy razem - tego nie wie nikt. Czas pokaże. :) Nasze życiowe ścieżki się nieco skomplikowały, z miastami, w których przyszło nam studiować wiążą nas już nowi - bliscy ludzie. I znów za jakiś czas staniemy na kolejnym zakręcie i będziemy musieli wybrać, którą drogą podążyć tym razem. 





piątek, 14 września 2012

rezkowe gangnam style

Co jakiś czas w sieci objawia się nowość, powiedzmy sobie - taki internetowy fenomen. W dość krótkim czasie staje się coraz bardziej popularny, użytkownicy masowo dzielą się linkiem, ilość wyświetleń narasta lawinowo, a sam zainteresowany jest zapraszany do różnorakich programów rozrywkowych. Tak też było w przypadku niejakiego pana Psy (saaj się wymawia ;p). Gość pochodzi z Korei Południowej, ma 35 lat i w dwa miesiące jego piosenkę na yt obejrzało ponad 163 mln osób. Nie powiem - wywarło to na mnie wrażenie niemałe.

Główny sprawca zamieszania w programie The Ellen Show wydaje się być całkiem sympatyczny i wesoły. Dress classy and dance cheesy to jego autorska recepta na idealnie wykonany układ taneczny (i tak - po przetestowaniu wśród znajomych faktycznie się to sprawdza i jest gwarancją udanej imprezy^^). A tak poza tym to szukając informacji o nim dowiedziałam się, że przynajmniej w teorii, jest raperem, co totalnie nie pasuje mi do wizerunku kreowanego w amerykańskich mediach.

***

W ostatnich dniach boski Bartuś udostępnił listę rezydentur przewidzianych na jesienne rozdanie. Kolorowo to nie wygląda, chociaż (przynajmniej w swoim rdzennym województwie) daje się zauważyć zmianę trendu przyznawanych miejsc. Widać internistów, rodzinnych i psychiatrów już u mnie naprodukowali w wystarczających ilościach, gdyż aktualnie postawili na zakaźników i pediatrów. Fakt - całość osobiście dotyczyć mnie będzie dopiero za dwa lata, lecz już teraz z lekkim przerażeniem obserwuję sytuację. Gdyby tego było mało wisi nad nami widmo wprowadzenia modułowego systemu specek (oraz gigantycznego zamieszania z tym związanego) i, jak to zwykle z reformami bywa, nikt konkretnie nie potrafi powiedzieć kiedy zabawa zacznie się na nowych warunkach. Heh, normalnie witki opadają.


Także nie pozostaje nic innego jak zatańczyć w rytmie ubagangamstajl! ^^